więc zaśpiewam Ci
i sobie
balladę
skrzydlatą
a raczej morał z niej
"GDY WIEJE WIATR HISTORII,
LUDZIOM JAK PIĘKNYM PTAKOM
ROSNĄ SKRZYDŁA, NATOMIAST
TRZĘSĄ SIĘ PORTKI.."
mi też ;)
ale to już
na szczęście
historia..
przynajmniej właśnie
tak chcę!
poniedziałek, 31 stycznia 2011
Siedmiowiersz
Jak piękna jest brzydka pogoda
zabawny spóźniony generał
surowy wesoły śnieg
słońce rano podłużne w południe okrągłe
jak chuda goła pensja
jak dalekie bliskie serce
jak krótkie długie życie
Jan Twardowski
zabawny spóźniony generał
surowy wesoły śnieg
słońce rano podłużne w południe okrągłe
jak chuda goła pensja
jak dalekie bliskie serce
jak krótkie długie życie
Jan Twardowski
nie widziec..lecz slyszec ...Feliciano !
Isia pisze...
Problem jest!
Mam go ja
masz i Ty
ma go jak widzimy
cała ludzkość..
czas zacząć
rozplątywanie węzełków
czas mi zacząć od siebie
i iść dalej
i już przestać gadać i gadać..
Miłego dnia :)
joanna pisze...
zaspiewajmy wiec..
skoro milczec sie nie da..
lecz..
Kim jest ten co idzie
i spiewa..?
Milego dnia:)
Problem jest!
Mam go ja
masz i Ty
ma go jak widzimy
cała ludzkość..
czas zacząć
rozplątywanie węzełków
czas mi zacząć od siebie
i iść dalej
i już przestać gadać i gadać..
Miłego dnia :)
joanna pisze...
zaspiewajmy wiec..
skoro milczec sie nie da..
lecz..
Kim jest ten co idzie
i spiewa..?
Milego dnia:)
niedziela, 30 stycznia 2011
a jednak
jak kąkol w życie
problem jest
nierozłączny z życiem..
trzymasz go ciasno
w objęciach..
paradoks
rzeczy wprost
nie do przyjęcia
jak osty do sukni się haczą
szarpią za gardło
do oczu skaczą..
spojrzysz na kolec
z bliska
jak konik polny
ucieka w trawę..
już jesteś wolny :)))
czeka kołyska..
Miłych snow!
problem jest
nierozłączny z życiem..
trzymasz go ciasno
w objęciach..
paradoks
rzeczy wprost
nie do przyjęcia
jak osty do sukni się haczą
szarpią za gardło
do oczu skaczą..
spojrzysz na kolec
z bliska
jak konik polny
ucieka w trawę..
już jesteś wolny :)))
czeka kołyska..
Miłych snow!
..to on :).. a ja, cóż - nie wiem..
"To ja...
Siedzę tak sobie i myślę
czasem i mi się to zdarza -
jak wiele rzeczy w umyśle
kłębi się i przepoczwarza !
Jedne są głupie bez reszty -
przykre to albo prawdziwe,
mam jednak też takie teksty,
że aż sam sobie się dziwię !
Przechwalać się to nie lubię.
choć cenię słowa uznania
zbyt często jednak się gubię
w dzieleniu prawdy od łgania...
Cóż rozum niepolityczny,
brak werwy, intelligencji,
ostatnio bywam liryczny
i serce ma mnie w ajencji.
Nie w tym jednak sedno sprawy,
czy znam się, czy mi się zdaje.
Przyczynić się do zabawy,
ot co! i zrobić coś z "jajem".
Weźmy na przykład samolot:
bezmyślne to bydlę, głupie,
oj, przydałby mu się polot...
żeby tak przysiadł na słupie,
jak wróbel skrzydłem pomachał,
poćwierkał ćwir, ćwir, zjadł muchę
poskakał trochę po dachach
i natchnął człowieka duchem...
To nie! On ryczy i wyje,
smrody wyrzuca w powietrze,
do przodu wyciąga szyję
dalej i szybciej i jeszcze!
A czasem, gdy mu odbije
z dystansu kilku tysięcy
babka ze strachu się wije
i krzyczy "O, Jezu, Niemcy"...
I tym optymistycznym akcentem
zakończę moją próbę czegoś napisania,
bo widzę, że zanudziłem was ze szczętem -
kolega już ułożył się do spania
***
tak pisał Darek Piotrowski w 1987 roku
..czy o czymś nam mówił
czy tylko tak sobie pisał?
On już nam nie odpowie..
czasem Pan Bóg w sam czas
stroi sobie z nas wielki żart..
byśmy może powstrzymali się
od zapędu w myśli i słowa
popatrzyli sobie prosto w oczy
i uśmiechnęli się do siebie
ciepło i z najlepszą intencją
ponad kołysanką, ponad tą kołyską
Dobranoc
i po prostu tak
Miłego Dnia
Siedzę tak sobie i myślę
czasem i mi się to zdarza -
jak wiele rzeczy w umyśle
kłębi się i przepoczwarza !
Jedne są głupie bez reszty -
przykre to albo prawdziwe,
mam jednak też takie teksty,
że aż sam sobie się dziwię !
Przechwalać się to nie lubię.
choć cenię słowa uznania
zbyt często jednak się gubię
w dzieleniu prawdy od łgania...
Cóż rozum niepolityczny,
brak werwy, intelligencji,
ostatnio bywam liryczny
i serce ma mnie w ajencji.
Nie w tym jednak sedno sprawy,
czy znam się, czy mi się zdaje.
Przyczynić się do zabawy,
ot co! i zrobić coś z "jajem".
Weźmy na przykład samolot:
bezmyślne to bydlę, głupie,
oj, przydałby mu się polot...
żeby tak przysiadł na słupie,
jak wróbel skrzydłem pomachał,
poćwierkał ćwir, ćwir, zjadł muchę
poskakał trochę po dachach
i natchnął człowieka duchem...
To nie! On ryczy i wyje,
smrody wyrzuca w powietrze,
do przodu wyciąga szyję
dalej i szybciej i jeszcze!
A czasem, gdy mu odbije
z dystansu kilku tysięcy
babka ze strachu się wije
i krzyczy "O, Jezu, Niemcy"...
I tym optymistycznym akcentem
zakończę moją próbę czegoś napisania,
bo widzę, że zanudziłem was ze szczętem -
kolega już ułożył się do spania
***
tak pisał Darek Piotrowski w 1987 roku
..czy o czymś nam mówił
czy tylko tak sobie pisał?
On już nam nie odpowie..
czasem Pan Bóg w sam czas
stroi sobie z nas wielki żart..
byśmy może powstrzymali się
od zapędu w myśli i słowa
popatrzyli sobie prosto w oczy
i uśmiechnęli się do siebie
ciepło i z najlepszą intencją
ponad kołysanką, ponad tą kołyską
Dobranoc
i po prostu tak
Miłego Dnia
sobota, 29 stycznia 2011
..wskazówki przesuwają się..
..jestem im wdzięczna
są cenne, przyjazne,
dotyczą naszych uczuć..
odpowiedzialności
za nasze razem
tu i teraz..
rzecz bezcenna
prawdziwa przyjaźń
i deliktne prowadzenie
po tak mało
uczęszczanych ścieżkach
po dżungli wnętrza..
jestem wdzięczna
i mam nadzieję
że wszystko się poukłada
poskłada
w piękną całość
:) uczeń ze mnie taki se
ale.. chcę bo tak,
bo już!może być
tylko lepiej
są cenne, przyjazne,
dotyczą naszych uczuć..
odpowiedzialności
za nasze razem
tu i teraz..
rzecz bezcenna
prawdziwa przyjaźń
i deliktne prowadzenie
po tak mało
uczęszczanych ścieżkach
po dżungli wnętrza..
jestem wdzięczna
i mam nadzieję
że wszystko się poukłada
poskłada
w piękną całość
:) uczeń ze mnie taki se
ale.. chcę bo tak,
bo już!może być
tylko lepiej
miej serce..
i patrz nim
dotykaj nim
i wsłuchaj się w nie
kiedy opadnie zasłona
odkryjesz
jak ono jest
inteligentne
takie twoje własne
dobre serce :)
dotykaj nim
i wsłuchaj się w nie
kiedy opadnie zasłona
odkryjesz
jak ono jest
inteligentne
takie twoje własne
dobre serce :)
piątek, 28 stycznia 2011
ZMORY WIOSENNE :)
Biegnie dziewczyna lasem. Zieleni się jej czas...
Oto jej włos rozwiany, a oto - szum i las!
Od mrowisk słońce dymi we złotych kurzach - mgłach.
A piersi jej rozpiera majowy, cudny strach!
Śnił się jej dzisiaj w nocy wilkołak w głębi kniej,
I dwaj rycerze zbrojni i aniołowie trzej !
Śnił się jej śpiew i pląsy i wszelki ptak i zwierz!
I miecz i krew i ogień! Sen zbiegła wzdłuż i wszerz!...
A teraz biegnie w jawę, przez las na lasu skraj -
A za nią - Maj drapieżny! Spójrz tylko - tygrys-maj !...
Dziewczyna płonie gniewem... zaciska białą pięść...
A wkoło pachną kwiaty... Szczęść, Boże, kwiatom szczęść!
A wkoło pachną kwiaty, słońcem się dławi zdrój !
Purpura - zieleń - złoto ! Rozkwitów szał i bój !
Grzmi wiosna! Tętnią żary! Krwawią się gardła róż!
O, szczęście, szczęście, szczęście! Dziś albo nigdy już!...
Dziewczyno, hej, dziewczyno! Zieleni się nam czas!...
Kochałem nieraz - ongi - i dzisiaj jeszcze raz...
Dziewczyno, byłem z tobą w snu jarach, w głębi kniej -
Jam - dwaj rycerze zbrojni i aniołowie trzej !...
Jam - śpiew i pląs zawrotny! Jam wszelki ptak i zwierz!
Ja - miecz i krew i ogień! Sen zbiegłem wzdłuż i wszerz...
Sen zbiegłem, goniąc ciebie, twój wierny tygrys-maj!...
Ja jestem las ten cały - las cały aż po skraj !
Boleslaw Lesmian
Oto jej włos rozwiany, a oto - szum i las!
Od mrowisk słońce dymi we złotych kurzach - mgłach.
A piersi jej rozpiera majowy, cudny strach!
Śnił się jej dzisiaj w nocy wilkołak w głębi kniej,
I dwaj rycerze zbrojni i aniołowie trzej !
Śnił się jej śpiew i pląsy i wszelki ptak i zwierz!
I miecz i krew i ogień! Sen zbiegła wzdłuż i wszerz!...
A teraz biegnie w jawę, przez las na lasu skraj -
A za nią - Maj drapieżny! Spójrz tylko - tygrys-maj !...
Dziewczyna płonie gniewem... zaciska białą pięść...
A wkoło pachną kwiaty... Szczęść, Boże, kwiatom szczęść!
A wkoło pachną kwiaty, słońcem się dławi zdrój !
Purpura - zieleń - złoto ! Rozkwitów szał i bój !
Grzmi wiosna! Tętnią żary! Krwawią się gardła róż!
O, szczęście, szczęście, szczęście! Dziś albo nigdy już!...
Dziewczyno, hej, dziewczyno! Zieleni się nam czas!...
Kochałem nieraz - ongi - i dzisiaj jeszcze raz...
Dziewczyno, byłem z tobą w snu jarach, w głębi kniej -
Jam - dwaj rycerze zbrojni i aniołowie trzej !...
Jam - śpiew i pląs zawrotny! Jam wszelki ptak i zwierz!
Ja - miecz i krew i ogień! Sen zbiegłem wzdłuż i wszerz...
Sen zbiegłem, goniąc ciebie, twój wierny tygrys-maj!...
Ja jestem las ten cały - las cały aż po skraj !
Boleslaw Lesmian
czwartek, 27 stycznia 2011
Healing
Złu - NIE! ...
.intix, śr., 26/01/2011 - 19:19
Zło, aby nas zniszczyć
często Dobro udając przy nas staje,
tylko po to, by zdobyć nasze zaufanie…
Następnie uaktywnia się, wkracza z wrogim
przeciw nam działaniem…
Działa na przemian, dla zmylenia manipuluje,
albo mu ulegasz, albo z nim walczysz,
kiedy je wyczujesz…
Podejmuj walkę ze Złem w każdej dobie,
by nie zdążyło zniszczyć Dobra wokół Ciebie
i w samym Tobie…
Gdy masz w sobie Wiarę i Miłość w sobie czujesz,
nigdy nie obawiaj się walczyć ze Złem, pamiętaj,
że nad nim górujesz…
Kiedy użyje przeciw Tobie szantażu
„Nie lękaj się”…, poproś z pokorą o wsparcie
Świętych przed ołtarzem…
Niech Nadzieja Zwycięstwa zawsze w Tobie gości
bądź ufny Bogu, bo w tej walce prowadzi Cię
Ręka Opatrzności…
Tylko Dobrem, Wiarą, Nadzieją, szczerą Miłością
można zmienić Świat, sprawić aby Zło
stało się nicością…
***
benenota, śr., 26/01/2011 - 19:41
Nie mozna caly czas byc normalnym...zbyt latwo mozna zwariowac-Benenota.
zrodlo: http://blogmedia24.pl/node/43825
Nie wiem co to, skąd to i gdzie ucieka, ale wiem jedno... mam mokrą głowę!
.intix, śr., 26/01/2011 - 19:19
Zło, aby nas zniszczyć
często Dobro udając przy nas staje,
tylko po to, by zdobyć nasze zaufanie…
Następnie uaktywnia się, wkracza z wrogim
przeciw nam działaniem…
Działa na przemian, dla zmylenia manipuluje,
albo mu ulegasz, albo z nim walczysz,
kiedy je wyczujesz…
Podejmuj walkę ze Złem w każdej dobie,
by nie zdążyło zniszczyć Dobra wokół Ciebie
i w samym Tobie…
Gdy masz w sobie Wiarę i Miłość w sobie czujesz,
nigdy nie obawiaj się walczyć ze Złem, pamiętaj,
że nad nim górujesz…
Kiedy użyje przeciw Tobie szantażu
„Nie lękaj się”…, poproś z pokorą o wsparcie
Świętych przed ołtarzem…
Niech Nadzieja Zwycięstwa zawsze w Tobie gości
bądź ufny Bogu, bo w tej walce prowadzi Cię
Ręka Opatrzności…
Tylko Dobrem, Wiarą, Nadzieją, szczerą Miłością
można zmienić Świat, sprawić aby Zło
stało się nicością…
***
benenota, śr., 26/01/2011 - 19:41
Nie mozna caly czas byc normalnym...zbyt latwo mozna zwariowac-Benenota.
zrodlo: http://blogmedia24.pl/node/43825
Nie wiem co to, skąd to i gdzie ucieka, ale wiem jedno... mam mokrą głowę!
środa, 26 stycznia 2011
wtorek, 25 stycznia 2011
Honoring Others
..za długi wykład dla mnie
w nie do końca
poznanym języku..
drzewo wycięli, ja postoję
poczekam..
..to, co ma przyjść
samo mnie znajdzie..
to, co prawdziwe
warte jest
cierpliwości :)
-Isia_
..serce..
..zkłuło mocno rankiem
i trzymało w objęciach
..powiedziałam cicho
jeszcze pożyjemy
serce :)
chyba usłyszało
troszkę niepokoju
bo coraz delikatniej
ściskało
raczej przytuliło
się cicho
i poszliśmy dalej..
zobaczyć, co za rogiem..
a tam - niemiłość do życia..
serce szybciej reaguje niż niż..
jest takie miejsce
gdy śpisz
i trzymało w objęciach
..powiedziałam cicho
jeszcze pożyjemy
serce :)
chyba usłyszało
troszkę niepokoju
bo coraz delikatniej
ściskało
raczej przytuliło
się cicho
i poszliśmy dalej..
zobaczyć, co za rogiem..
a tam - niemiłość do życia..
serce szybciej reaguje niż niż..
jest takie miejsce
gdy śpisz
poniedziałek, 24 stycznia 2011
nic piękniejszego..
nie mogło mnie spotkać..
i za to
że jest
dziekuję :*
http://www.youtube.com/watch?v=JV8w1j7ZBek&feature=related
cóż Ci jedynego powiedzieć?
drżąc ze strachu
powiedziałam Ci
wszystko
w najpięknieszym
z miejsc
na ziemi
nic więcej
nie powiem
bo
to byłoby już nienormalne ;)
i za to
że jest
dziekuję :*
http://www.youtube.com/watch?v=JV8w1j7ZBek&feature=related
cóż Ci jedynego powiedzieć?
drżąc ze strachu
powiedziałam Ci
wszystko
w najpięknieszym
z miejsc
na ziemi
nic więcej
nie powiem
bo
to byłoby już nienormalne ;)
cieply wiatr
smak poziomek
z zeszłego roku
schowalam
na półce z łakociami
a zapach róż
na dnie szuflady
posmakowałam wiatru zachodniego
i zasnęłam w temperaturze pokojowej
żadnych wojen.
Smak poziomek
...czasem wstydzę się tego
że żyję iluzją
tak bywa ...
czy te oczy moga klamac ?
chyba nie...
że żyję iluzją
tak bywa ...
czy te oczy moga klamac ?
chyba nie...
Dzień dobry :))
prawda jest jedna
jest nią miłość
reszta to iluzja
do każdego spotkanego
poczuć miłość
bo jest
(czasem wstydzę się tego
że żyję iluzją
tak bywa :(
Miłego tego dnia
wszystkim
odrobinę prawdziwszego :)
Miłego dnia Joanno :*
jest nią miłość
reszta to iluzja
do każdego spotkanego
poczuć miłość
bo jest
(czasem wstydzę się tego
że żyję iluzją
tak bywa :(
Miłego tego dnia
wszystkim
odrobinę prawdziwszego :)
Miłego dnia Joanno :*
niedziela, 23 stycznia 2011
i co tam joaś ?
Isia pisze...
:)))
wierzysz we wszystko ??
jeśli tak, to do dzieła!
..z tego, co przeczytałam
to najbardziej do mnie przemawia
wyzbycie się urazów
i spacer w słońcu
na świeżym powietrzu
koniecznie
bez komórek! :)
popieram też ubranie
z lnu i bawełny
i z wełny też :)
czasami trzeba ostrzyc
owcę i baranka
to nam tych darów
dostarczy
i poczuje się lżej
na wiosnę
zanim przerobi się
runo na ciepłe odzienie
to i zima nadejdzie
żeby minąć :)
Ta osoba jest gotowa
na zmiany
a Ty???
p.s.
wszystko niby ok
ale kawy nic mi nie zastąpi
jej aromat, ymmmmm.. czujesz?
nie dajmy sobie zabrać
wszystkich zapachów
i barw i dźwięków
naszego tu i teraz...
szczęśliwy jest człowiek
potrafiący cieszyć się
chwilą,
tu!
i teraz!!
hej, nie daj sobie wszystkiego wmówić
i nie daj sobie wszystkiego odebrać
dowiedz się choć trochę o sobie
i poczuj się żeglarzem
przez życie
kapitanie, mój kapitanie :)
pewne rzeczy zaakceptuj takimi
jakie są, po prostu
te, które Ci nie pasują
albo które nie pasują Cię
na rycerza - odrzuć
bez sentymentów..
te rzeczy nie są godne
Twojego przymierza
z sobą samym..
Zachowaj czystość swojej izdebki
może stanie się kiedyś kapliczką
albo kościołem albo katedrą
Twojego własnego serca
kapitanie
mój kapitanie..
Pamiętaj tylko
miłość nie równa się gadżet
czystość nie równa się
odmówienie sobie
miłości
takiej, na jaką Cię stać,
którą całym sercem czujesz
której potrzebujesz..
reszta to szczegół..
czasami bardzo ważny
i dobrze, że tylko
czsami..
:)))
wierzysz we wszystko ??
jeśli tak, to do dzieła!
..z tego, co przeczytałam
to najbardziej do mnie przemawia
wyzbycie się urazów
i spacer w słońcu
na świeżym powietrzu
koniecznie
bez komórek! :)
popieram też ubranie
z lnu i bawełny
i z wełny też :)
czasami trzeba ostrzyc
owcę i baranka
to nam tych darów
dostarczy
i poczuje się lżej
na wiosnę
zanim przerobi się
runo na ciepłe odzienie
to i zima nadejdzie
żeby minąć :)
Ta osoba jest gotowa
na zmiany
a Ty???
p.s.
wszystko niby ok
ale kawy nic mi nie zastąpi
jej aromat, ymmmmm.. czujesz?
nie dajmy sobie zabrać
wszystkich zapachów
i barw i dźwięków
naszego tu i teraz...
szczęśliwy jest człowiek
potrafiący cieszyć się
chwilą,
tu!
i teraz!!
hej, nie daj sobie wszystkiego wmówić
i nie daj sobie wszystkiego odebrać
dowiedz się choć trochę o sobie
i poczuj się żeglarzem
przez życie
kapitanie, mój kapitanie :)
pewne rzeczy zaakceptuj takimi
jakie są, po prostu
te, które Ci nie pasują
albo które nie pasują Cię
na rycerza - odrzuć
bez sentymentów..
te rzeczy nie są godne
Twojego przymierza
z sobą samym..
Zachowaj czystość swojej izdebki
może stanie się kiedyś kapliczką
albo kościołem albo katedrą
Twojego własnego serca
kapitanie
mój kapitanie..
Pamiętaj tylko
miłość nie równa się gadżet
czystość nie równa się
odmówienie sobie
miłości
takiej, na jaką Cię stać,
którą całym sercem czujesz
której potrzebujesz..
reszta to szczegół..
czasami bardzo ważny
i dobrze, że tylko
czsami..
sobota, 22 stycznia 2011
Nie możemy być lepszymi niż...
Joanna...
Salamandra, ndz., 06/09/2009 - 22:06
Bardzo często zapominamy o czystej logice życia: "Nie możemy być lepszymi niż jedzenie co jemy."
1. Jedzenie naturalne organiczne bogate w elementy pożywne jest najlepszym lekarstwem na wszystkie choroby.
2. Trzeba czytać nalepki i omijać to co trudno wypowiedzieć.
3. Dużo z nas nie toleruje (alergie) często spożywane artykuły: pszenica (szczególnie rafinowana, chlorowana, wzbogacana mąka), krowie mleko i jego pochodne produkty (kozie i owcze mleko nie jest alergiczne), jajka (szczególnie przemysłowe z "białym" żółtkiem), owoce cytrusowe (są zbierane niedojrzałe), pomidory (są zbierane niedojrzałe i "dojrzewane" etylenem), kukurydza, czekolada, orzeszki ziemne.
4. Zanim zjemy mięso, zastanówmy się jakie i jak ono do nas doszło... hodowla z dodatkami antybiotykow, sztucznych hormonow wzrostu, brak ruchu, etc. a potem stress przy uboju. Rezultat... niestrawny.
5. Napoje są ważniejsze niż stałe pożywienie. Ja sobie udowodniłem że mogę żyć bez stałego pożywienia ponad miesiąc ale jestem pewien że jeden tydzień jest za długo bez picia. Herbata zielona, soki naturalne z owoców miejscowych i czysta nie chlorowana woda, lub wody mineralne. Zimne/lodowate napoje nie wskazane bo osłabiają układ trawienny. Alkohol destylowany to trucizna. Piwo to witaminy B.
6. Cukier jest trucizną. Sztuczne słody to jeszcze gorsze. Ja tylko miód używam do słodzenia.
7. Sol. Nie rafinowana, morska, bez dodatków.
8. Gotować, parzyć, dusić, a nie smażyć.
9. Tłuszcze, świeży, wyciskany olej z siemię lnianego, jako dodatek do jedzenia bez przygrzewania, albo zielona oliwa.
10. Kto nie ma czasu na gotowanie z miłością, nie ma czasu na życie z przyjemnością.
Zalecam dietę wegetariańską z tofu, wodorostami (mikroelementy) i świeżymi małymi rybami (Omega-6 i omega-3), lub tran.
Witaminy: rano liofilizowane mleczko pszczele pod jezyk, 1 łyżka pyłku kwiatowego (multiwitamina), 1 łyżeczka wyciągu z drożdży (witaminy B), 1 łyżka wyciągu z owoców dzikiej róży (witamina C), witamina E.
Szlugi, kawa, wódka, coka-cola, itp. odstawić na zawsze, bo nie ma z czym negocjować.
Zanim nową dietę zaczniemy to dobrze się odrobaczyć, bo jak mówią Anglicy "You never know what is bugging you"
Wstawić 4 okrągłe wulkaniczne kamienie (z potoku) w rogi pokoju gzie się śpi. Uderzyć je aby zadrżały i zostawić w takiej samej pozycji.
Używać tylko ubranie z naturalnych włókien.
Wyzbyć się, przez otwarcie się, wstrzymanych urazów, obsesji, itp.
Ruch na słońcu i świeżym powietrzu.
1-2 razy tygodniowo do sauny a potem zimny-gorący-zimny... natrysk. Ja wole cieple źródła.
Daj znać jak po 4-6 tygodniach tego się osoba czuje.
Jeżeli nie jest gotowa ta osoba, lub nie chce zrobić takich zmian, to musi jeszcze pocierpieć. Albo, albo...
Salamandra, ndz., 06/09/2009 - 22:06
Bardzo często zapominamy o czystej logice życia: "Nie możemy być lepszymi niż jedzenie co jemy."
1. Jedzenie naturalne organiczne bogate w elementy pożywne jest najlepszym lekarstwem na wszystkie choroby.
2. Trzeba czytać nalepki i omijać to co trudno wypowiedzieć.
3. Dużo z nas nie toleruje (alergie) często spożywane artykuły: pszenica (szczególnie rafinowana, chlorowana, wzbogacana mąka), krowie mleko i jego pochodne produkty (kozie i owcze mleko nie jest alergiczne), jajka (szczególnie przemysłowe z "białym" żółtkiem), owoce cytrusowe (są zbierane niedojrzałe), pomidory (są zbierane niedojrzałe i "dojrzewane" etylenem), kukurydza, czekolada, orzeszki ziemne.
4. Zanim zjemy mięso, zastanówmy się jakie i jak ono do nas doszło... hodowla z dodatkami antybiotykow, sztucznych hormonow wzrostu, brak ruchu, etc. a potem stress przy uboju. Rezultat... niestrawny.
5. Napoje są ważniejsze niż stałe pożywienie. Ja sobie udowodniłem że mogę żyć bez stałego pożywienia ponad miesiąc ale jestem pewien że jeden tydzień jest za długo bez picia. Herbata zielona, soki naturalne z owoców miejscowych i czysta nie chlorowana woda, lub wody mineralne. Zimne/lodowate napoje nie wskazane bo osłabiają układ trawienny. Alkohol destylowany to trucizna. Piwo to witaminy B.
6. Cukier jest trucizną. Sztuczne słody to jeszcze gorsze. Ja tylko miód używam do słodzenia.
7. Sol. Nie rafinowana, morska, bez dodatków.
8. Gotować, parzyć, dusić, a nie smażyć.
9. Tłuszcze, świeży, wyciskany olej z siemię lnianego, jako dodatek do jedzenia bez przygrzewania, albo zielona oliwa.
10. Kto nie ma czasu na gotowanie z miłością, nie ma czasu na życie z przyjemnością.
Zalecam dietę wegetariańską z tofu, wodorostami (mikroelementy) i świeżymi małymi rybami (Omega-6 i omega-3), lub tran.
Witaminy: rano liofilizowane mleczko pszczele pod jezyk, 1 łyżka pyłku kwiatowego (multiwitamina), 1 łyżeczka wyciągu z drożdży (witaminy B), 1 łyżka wyciągu z owoców dzikiej róży (witamina C), witamina E.
Szlugi, kawa, wódka, coka-cola, itp. odstawić na zawsze, bo nie ma z czym negocjować.
Zanim nową dietę zaczniemy to dobrze się odrobaczyć, bo jak mówią Anglicy "You never know what is bugging you"
Wstawić 4 okrągłe wulkaniczne kamienie (z potoku) w rogi pokoju gzie się śpi. Uderzyć je aby zadrżały i zostawić w takiej samej pozycji.
Używać tylko ubranie z naturalnych włókien.
Wyzbyć się, przez otwarcie się, wstrzymanych urazów, obsesji, itp.
Ruch na słońcu i świeżym powietrzu.
1-2 razy tygodniowo do sauny a potem zimny-gorący-zimny... natrysk. Ja wole cieple źródła.
Daj znać jak po 4-6 tygodniach tego się osoba czuje.
Jeżeli nie jest gotowa ta osoba, lub nie chce zrobić takich zmian, to musi jeszcze pocierpieć. Albo, albo...
Rumi love poems
In your light I learn how to love.
In your beauty, how to make poems.
You dance inside my chest,
where no one sees you,
but sometimes I do,
and that sight becomes this art.
In your beauty, how to make poems.
You dance inside my chest,
where no one sees you,
but sometimes I do,
and that sight becomes this art.
Isia pisze...
to teraz ja Cię pocieszę ;)
koniku polny śniący
na zapiecku
Twoim domem jest muzyka
zbudowałeś go
na fundamencie dźwięku :)
czasem kojącego
czasem wibrującego
ekspresja i delikatność
ogień i woda
ładny ten Twój dom
podobnie jak głos
on alt..
dlatego jestem
blisko
dlatego czasem
próbuję
usłyszeć już..
ciszę..
koniku polny śniący
na zapiecku
Twoim domem jest muzyka
zbudowałeś go
na fundamencie dźwięku :)
czasem kojącego
czasem wibrującego
ekspresja i delikatność
ogień i woda
ładny ten Twój dom
podobnie jak głos
on alt..
dlatego jestem
blisko
dlatego czasem
próbuję
usłyszeć już..
ciszę..
piątek, 21 stycznia 2011
..gdyby..
..teraz nie wyobrażam sobie
że mogło by tak być..
gdyby Ciebie nie było
bo
nie dotknęła by mnie
by nas
prawdziwa miłość
bo
nie zaznałbyś
nie zaznałabym
głębi rozczarowania
rozłąki z Bogiem
w sobie
kiedy tęsknota
płacze..
bo
nie wiem
jak mogłam
jak mogłeś
błagać o miłość
która jest
taka, jaką ukochałeś
ukochałam..
"gdybym mówił językami ludzi i aniołów
a miłości bym nie miał
byłbym jak miedź brzęcząca
albo cymbał grzmiący
choćbym poznał wszystkie tajemnice..."
o słodka tajemnico życia..
nie jesteś już tajemnicą
wystarczy ciebie odkryć..
dobrze, że jesteś :*
że mogło by tak być..
gdyby Ciebie nie było
bo
nie dotknęła by mnie
by nas
prawdziwa miłość
bo
nie zaznałbyś
nie zaznałabym
głębi rozczarowania
rozłąki z Bogiem
w sobie
kiedy tęsknota
płacze..
bo
nie wiem
jak mogłam
jak mogłeś
błagać o miłość
która jest
taka, jaką ukochałeś
ukochałam..
"gdybym mówił językami ludzi i aniołów
a miłości bym nie miał
byłbym jak miedź brzęcząca
albo cymbał grzmiący
choćbym poznał wszystkie tajemnice..."
o słodka tajemnico życia..
nie jesteś już tajemnicą
wystarczy ciebie odkryć..
dobrze, że jesteś :*
czwartek, 20 stycznia 2011
środa, 19 stycznia 2011
więc
pocieszę cię
muszko śpiąca na parapecie
znalazłaś swój dom
w słowach
..tych nie w modzie
wina skrzydeł
czy wiatru
a może
świetlika
gdy zgasił
zielone światło
w dzikim ogrodzie
siatka gwiazd
wytycza drogę
znurzonym snom
w aksamitnym szkle
jak co dzień
muszko śpiąca na parapecie
znalazłaś swój dom
w słowach
..tych nie w modzie
wina skrzydeł
czy wiatru
a może
świetlika
gdy zgasił
zielone światło
w dzikim ogrodzie
siatka gwiazd
wytycza drogę
znurzonym snom
w aksamitnym szkle
jak co dzień
czasami
nie dotykaj snów
drzemiących w soplach
nad dachami miast
zimne są
i zamglone
iskrzą śmiechem czasami
gdy spadają
wolne
mrozem znieczulone
drzemiących w soplach
nad dachami miast
zimne są
i zamglone
iskrzą śmiechem czasami
gdy spadają
wolne
mrozem znieczulone
wtorek, 18 stycznia 2011
tam, gdzie słońce
Isia:
lecę na odpoczynek
tam, gdzie słońce
i gdzie nie-ważne
kim jestem
i czego nie robię :)
z Bogiem!
lecę na odpoczynek
tam, gdzie słońce
i gdzie nie-ważne
kim jestem
i czego nie robię :)
z Bogiem!
poniedziałek, 17 stycznia 2011
niedziela, 16 stycznia 2011
..jedność.. pisana sercem
..czy dobre chęci wystarczą?
czy wystarczy otwartość serca??
czy wystarczy tydzień modlitw???
..każdy mężczyzna jest podobny do innego
każda kobieta jest podobna do innej
wszyscy mamy takie same serca
wszyscy mamy takie same ręce
..co nas odróżnia? przekonania, dogmaty
odróżnia nas egocentryzm
że własnie ja mam rację
że właśnie ja jestem lepszy
a właśnie że guzik z pętelką
od Ciebie tylko zależy
jak bardzo jesteś człowiekiem
i jak bardzo Człowiekowi-Bogu wierzysz
piękne słowa usłyszałam
On jest jeden
i chce nas widzieć
przy jednym stole
a od siebie dodam, że
bez względu na rasę, płeć i...
wyznanie :)
wystarczy otworzyć serce..
to jest na prawdę proste
i nie bój się już
że stracisz reputację
najwyżej przyzwyczajenie i maskę..
"Jeruzalem, Jeruzalem
odrzuć daleko już twój smutek
Jeruzalem, Jeruzalem
śpiewaj, tańcz przed swym Bogiem"
(ktoś zapytał po drodze,
czy chcę należeć
do Kościoła Polskiego..
powiedziałam - dziękuję
przecież należę, jestem Polką
a Kościół to moje serce
religia sama mnie wybrała
reszta to ufność i wiara)
czy wystarczy otwartość serca??
czy wystarczy tydzień modlitw???
..każdy mężczyzna jest podobny do innego
każda kobieta jest podobna do innej
wszyscy mamy takie same serca
wszyscy mamy takie same ręce
..co nas odróżnia? przekonania, dogmaty
odróżnia nas egocentryzm
że własnie ja mam rację
że właśnie ja jestem lepszy
a właśnie że guzik z pętelką
od Ciebie tylko zależy
jak bardzo jesteś człowiekiem
i jak bardzo Człowiekowi-Bogu wierzysz
piękne słowa usłyszałam
On jest jeden
i chce nas widzieć
przy jednym stole
a od siebie dodam, że
bez względu na rasę, płeć i...
wyznanie :)
wystarczy otworzyć serce..
to jest na prawdę proste
i nie bój się już
że stracisz reputację
najwyżej przyzwyczajenie i maskę..
"Jeruzalem, Jeruzalem
odrzuć daleko już twój smutek
Jeruzalem, Jeruzalem
śpiewaj, tańcz przed swym Bogiem"
(ktoś zapytał po drodze,
czy chcę należeć
do Kościoła Polskiego..
powiedziałam - dziękuję
przecież należę, jestem Polką
a Kościół to moje serce
religia sama mnie wybrała
reszta to ufność i wiara)
— Za długo spałem.
— Grajcie, gęśle, grajcie,
Prosić się nie dajcie,
Pięknie grajcie, gęśle,
Dajcie ludziom szczęście!
Gęśle zaczęły grać... Co się dzieje? Szmer idzie przez tłum, słychać radosne okrzyki, kulawi odrzucają szczudła, garbaci się prostują, chorzy zaczynają tańczyć, smutni śmieją się i śpiewają, a umarli siadają na marach, przecierają oczy i mówią:
— Za długo spałem.
Prosić się nie dajcie,
Pięknie grajcie, gęśle,
Dajcie ludziom szczęście!
Gęśle zaczęły grać... Co się dzieje? Szmer idzie przez tłum, słychać radosne okrzyki, kulawi odrzucają szczudła, garbaci się prostują, chorzy zaczynają tańczyć, smutni śmieją się i śpiewają, a umarli siadają na marach, przecierają oczy i mówią:
— Za długo spałem.
..?prawdziwa bajka?..
..Aleksander grający pierwsze skrzypce
tak na prawdę nie był z mojej bajki..
..to sen, który postanowiłam prześnić
ku przestrodze, że w Bożym Królestwie
tak po prostu być nie może!!!
i już :)
Na dobranoc zaś
bajka
bardzo, bardzo poznana
jako.. długa i nudna przypowieść?
no dobrze,tylko bajka :)
O DOBRYM PRZEWOŹNIKU I O DWÓCH SIOSTRACH RUSAŁKACH
Był sobie stary przewoźnik, który miał trzech dorodnych synów. Żona właśnie mu zmarła, nie szczęściło mu się przez całe życie. Często nie miał nawet kawałka chleba, bo jego rola był to piasek lotny, łąka — bagno bezdenne, a prom miał stary, spróchniały, tak że nikt wozić się nim nie chciał.
Żył biedny staruszek, żył — aż zaniemógł i zebrało mu się na śmierć.
Właśnie kiedy umierał, zerwała się straszna burza, błyskało i grzmiało raz po raz, wreszcie deszcz lunął jak z wiadra. Rzeka wezbrała i woda uniosła prom.
Ojciec umarł. Synowie płakali, płakali — ani za co pogrzebu sprawić, ani żyć z czego. A zapracować też nie ma na czym bez promu.
Przechodził tamtędy starzec z długą białą brodą.
— Czego płaczecie, biedacy? — zapytał.
Opowiedzieli mu o śmierci ojca i o wszystkim, co się przydarzyło. Staruszek zaczął ich pocieszać:
— Ojciec wasz ciężkie miał życie i z woli Bożej teraz ma odpoczynek. Nie ma tego złego, co by się nie obróciło na dobre. Ale spójrzcie na rzekę, toż prom jest u brzegu!
Trzej bracia pobiegli, patrzą: stoi prom nowiutki i mnóstwo ludzi czeka na przewóz.
Obejrzeli się za staruszkiem — nie było go nigdzie.
Synowie pochowali ojca uczciwie. Zabrali się do pracy i powoli rozgospodarowali się dostatnio.
Dwaj starsi tacy już byli, że brakło im serca dla ludzi. Prędko zapomnieli o własnej biedzie, więc i cudzej nie rozumieli. Darmo nikogo nie przewieźli, choćby to był żebrak albo kaleka, co na nogach ledwo mógł ustać. Nawet jeżeli ze łzami prosił, odpędzili takiego, co nie miał czym zapłacić i jeszcze połajali go złym słowem.
Najmłodszy całkiem się od nich odrodził. Co mu kto dał za przewóz, to on wziął bez targu, a jak tamten powiedział, że nie ma czym płacić, to go przewiózł darmo.
Z początku bracia dzielili się zarobkiem równo: mnie część, tobie część i jemu część. Ale już po kilku dniach najstarszy mówi do najmłodszego:
— Tak dalej być nie może. Jakeś głupi i chce ci się wozić za darmo — twoja wola. Ale odtąd będziesz miał to, co sam zarobisz, a my weźmiemy swoje.
Tak więc wyszło, że po jakimś czasie starsi się wzbogacili, a najmłodszy nie. Ale chleba mu nie brakło. I pracowało mu się wesoło.
Raz o zachodzie słońca, kiedy najstarszy brat był na promie, przyszedł ten sam staruszek co dawniej i poprosił:
— Przewieź mnie, dobry człowieku.
— Masz czym zapłacić?
— Nie mam, przewieź mnie za „Bóg zapłać".
— To nie syci ani nie grzeje. Nie przewiozę za ,,Bóg zapłać".
— To weź moją pustą starą kieskę, nic innego nie mam.
— Idź najpierw na żebry, a jak zbierzesz co do tej kieski, wtedy cię przewiozę, inaczej nie. Tymczasem fora ze dwora!
Postał starzec przy promie — i poszedł.
Na drugi dzień wrócił znowu. Tego dnia średni brat był na promie, ale i on starca odepchnął.
Na trzeci dzień najmłodszy brat woził ludzi promem. Przewiózł staruszka na tamten brzeg i o zapłatę wcale nie pytał, jeszcze mu podziękował za dobre słowa po śmierci ojca i życzył szczęśliwej drogi.
Staruszek podziękował za przewóz i mówi:
— Nie mam ci czym zapłacić, ale weź moją kieskę. Chociaż jest stara i pusta i wygląda na to, że nic nie jest warta, przyda ci się. Potrząśnij nią tylko i powiedz:
Ile szyszek jest na sośnie,
Ile jagód w lesie rośnie,
Ile brzęczy pszczół na lipie,
Tyle złota niech się sypie.
Tak rozkazał, kto mi cię dał.
Spamiętasz?
— Spamiętam.
Wziął najmłodszy brat kieskę i poszedł do domu.
— Dużoś zarobił? — spytał średni brat.
— Trzy grosze i tę kieskę.
Bracia zaczęli się śmiać.
— Ha, ha, ha! Przewiózł tego starucha, co się wciąż napraszał darmo na prom! Przecież tamten nas także częstował swoją starą, pustą kieską. Wreszcie trafił na głupiego, co ją wziął.
Najmłodszy brat nic nie odpowiedział, tylko potrząsnął kieską i zawołał:
— Ile szyszek jest na sośnie,
Ile jagód w lesie rośnie,
Ile brzęczy pszczół na lipie,
Tyle złota niech się sypie!
Tak rozkazał, kto mi cię dał.
I patrzcie: złoto sypnęło się jak grad, cały stół zasypało. Starsi bracia rzucili się chciwie i nuż garnąć je każdy do siebie.
Radość była w całej wiosce, ba! i w innych wioskach dookoła. Bo dobry przewoźnik każdego obdarował, o kim wiedział, że jest w potrzebie.
Ale chciwemu się zda, że ręce wciąż ma puste, choćby nie wiedzieć ile wziął. Tak i dwaj starsi bracia. Najmłodszy złota im nie żałował, ale oni wciąż zazdrościli mu kieski złotosypki.
Zazdrościli, zazdrościli, wreszcie wzięli się na sposób. Jeden kupił wianek kiełbasy, drugi kupił flaszkę wódki i dalejże brata częstować:
— Pojedz se, chudzino! Napij się na rozgrzewkę!
Najmłodszy brat nigdy nie pijał gorzałki, bo mu się zaraz przypominało, jak ojciec nieboszczyk mawiał: ,,od wódki rozum krótki". Ale tym razem deszcz z wichrem zacinał, on przeziąbł na promie, więc pomyślał:
— A no, spróbuję raz. Jeden kieliszek to tyle co nic.
Wypił jeden, a brat starszy mówi:
— Człowiek chodzi na dwóch nogach, nie na jednej.
Wypił drugi, a brat średni mówi:
— Koniczyna ma trzy listki, a nie dwa.
Tak od kieliszka do kieliszka, spać mu się zachciało okrutnie. Oparł głowę o stół i zachrapał.
Bracia tylko na to czekali. Ukradli mu kieskę złotosypkę i w nogi! Jeszcze z chaty wynieśli wszystko co lepsze.
Ale jaki nabytek, taki użytek. Najstarszy kupił sobie okręt, naładował do niego pełno towarów i pojechał sprzedać je za morze. Okręt rozbił się o skały i zatonął, a razem z okrętem utonął najstarszy brat ze swoimi towarami.
Drugi kupił dwanaście bryk czterokonnych i także naładował na nie pełno dobytku, osie ledwo go dźwigały, a konie ledwo ciągnęły. Jechali lasem, w lesie napadli zbójcy, wszystko zrabowali i drugiego brata zabili.
Tymczasem najmłodszy ocknął się, patrzy: ani braci, ani kieski, ani nawet kawałka chleba nie ma w chacie — nic!
Został mu tylko prom. Pracował więc na promie. Kto mógł, ten mu płacił, kto nie mógł, tego wiózł darmo i tak mu się żyło.
Tylko wciąż teraz sam sobie powtarzał: "od wódki rozum krótki, dobrze mi tak!"
Któregoś wieczora przyszedł znajomy starzec i o zachodzie słońca stanął obok promu. Przewoźnik ucieszył się, przywitał go i opowiedział, jak i co się stało. A starzec na to:
— Sameś sobie winien! Ale ponieważ widzisz, żeś źle zrobił, więc pomogę ci jeszcze raz. Weź tę wędkę, przyda ci się. Co nią złowisz, to dobrze trzymaj, bo jak ci się wymknie, będziesz gorzko żałował.
Starzec zniknął, została tylko wędka. Miała wędzisko bursztynowe, srebrny włosień i złoty pływek. A diamentowy haczyk świecił jak gwiazda.
Zanim przewoźnik zdążył zarzucić wędkę, haczyk sam skoczył do wody, włosień rozciągnął się z prądem, pływek się zagłębił, a przewoźnika szarpnęło coś za rękę.
Poczuł w wodzie szamotanie, więc ciągnie, ciągnie, aż zgina się bursztynowe wędzisko, ale nie pęka. Ciągnie jeszcze — i wyciągnął pół panny, pół ryby, liczko ma piękne jak księżyc, a oczka jak gwiazdy.
— Dobry przewoźniku — prosi półpanna słodkim głosem — wypłacz wędkę z mojego warkocza! Słońce już zachodzi, a ja bez promieni słońca nie mogę być rusałką.
Młody przewoźnik wyciągnął ją na prom, ale haczyka nie wyplątuje. Choć się dziewczyna wyrywa, otula ją swoją sukmaną i trzyma mocno.
Tymczasem ostatni promień słońca zagasł na wodzie. Rusałka jęknęła i — dziw nad dziwy! — stoi na promie śliczna panienka ubrana jak do ślubu. Sukienkę ma białą, mirtowy wianuszek we włosach i perły w warkocz wplecione. W ręku trzyma starą kieskę złotosypkę, tę samą, którą bracia skradli przewoźnikowi.
— Rusałką być nie mogę, weź mnie za żonę — mówi panienka i rumieni się jak zorza.
Poszli do kościółka na sąsiednim wzgórzu, a tam u ołtarza czekał już na nich ksiądz, organista zaraz na organach im zagrał i w mig było po ślubie.
Idą z kościoła do domku przewoźnika, aż tu patrzą — drogą wędrują sznureczkiem goście, a goście!
Przewoźnik z żoną uczęstowali ich, czym tam mogli, a kiedy goście mieli się rozejść, panna młoda potrząsnęła kieską i wszystkich złotem obdarowała.
Odtąd przewoźnik woził darmo każdego, a biedacy dostawali od niego jeszcze po dukacie. Miał on pracy dość, miał!
Kiedy król dowiedział się o przewoźniku, co ma pełne kieszenie złotych dukatów, a jednak rąk nie żałuje i wozi ludzi na promie, pomyślał sobie:
„To rzecz niesłychana. Ilu mam w kraju bogatych wielmożów i panów, żaden by się tak nie trudził dla innych ludzi ani nie rozdawałby im darmo swego złota. Muszę na własne oczy obejrzeć to dziwo”.
Kazał założyć do złoconej poszóstnej karety i wieźć się do promu.
A tam właśnie żona przewoźnika podlewała swój ogródek przy chacie. Zobaczył ją król i serce mu zabiło, rozmiłował się od razu w pięknej żonie przewoźnika. Zawołał na nią z okna karety, ale ona rzuciła polewaczkę i jak gołąbka do gołębnika, tak furknęła do chaty.
W tej samej chwili wiatr powiał po całej krainie, a z krańców świata przyleciał cień jak czarny słup od ziemi aż do nieba. Słońce się zaćmiło i gasło, gasło powoli — aż zgasło. Na czarnym niebie zapaliły się gwiazdy.
Umilkły ptaki strwożone, psy zawyły we wsi, a konie królewskie spłoszyły się i byłyby utopiły w rzece złocistą karetę razem z królem, gdyby nie przewoźnik. Skoczył śmiało przed konie, chwycił pierwszą parę przy pyskach i zatrzymał — taki to był osiłek!
Ciemności długą chwilę panowały na świecie, aż wreszcie słońce zapaliło się znowu.
Król przestał się bać i przypomniał sobie piękną żonę przewoźnika. „Jak to zrobić, żeby się tego przewoźnika pozbyć?" pomyślał. ,,Gdyby ona owdowiała, to bym się z nią ożenił. Ubrałbym ją w jedwabne szaty, naczepiałbym na niej klejnotów i nikt by nie poznał, że nie jest z królewskiego rodu".
Zawołał przewoźnika i mówi tak:
— Kiedyś taki obrotny i śmiały, idź na koniec świata i dowiedz się, dlaczego słońce się zaćmiło. Jak się nie dowiesz, to lepiej nie wracaj, bo cię każę ściąć.
Król krzyknął na furmana, furman trzasnął z bata długiego na dwanaście łokci i kareta potoczyła się w stronę zamku.
Zafrasowany przewoźnik usiadł w chacie zamyślony.
— O czym myślisz i czego się smucisz? — zapytała go żona.
— Jak nie mam się smucić, kiedy mi król kazał się dowiedzieć, dlaczego słońce się zaćmiło, a jak mu nie powiem, to mi głowę utną.
Żona skoczyła do komory, wyjęła z malowanej skrzyni kłębuszek nici i podała go mężowi.
— Nie smuć się, mężu. To jest kłębek wskazidrożek, on cię doprowadzi.
Poradziła mu, jak ma zrobić, pożegnali się i przewoźnik poszedł.
Idzie, idzie przez góry wysokie, przez rzeki głębokie, a kłębek wskazidrożek wciąż toczy się przed nim na wschód słońca.
Wreszcie przewoźnik doszedł do zburzonego miasta, gdzie mnóstwo ludzi pozabijanych leżało na ulicach bez pogrzebu. Nie żałował czasu i trudu, zawołał ludzi z sąsiednich miast i razem pogrzebali wszystkich zabitych.
Dopiero wtedy poszedł dalej za kłębkiem wskazidrożkiem.
Prędko stara baśń się baje, nie tak prędko rzecz się staje. Ile czasu przewoźnik szedł, tego nie wiem, ale wiem, że doszedł wreszcie aż na to miejsce, gdzie na wschodnim krańcu świata obłoki łączą się z ziemią i w tych obłokach stoi pałac cały ze złota, z bursztynowym dachem i z brylantowymi oknami.
Kłębek skok! skok! skok! wskoczył po schodach na ganek, z ganku wtoczył się do sieni, a z sieni do ogromnej komnaty. W tej komnacie siedziała stara kobieta i przędła złotą kądziel.
— Oj, człowieku, człowieku — powiedziała — po coś tu przyszedł? Mój syn, jasne Słońce, zaraz tu przyjdzie i spali cię.
— Nie mogłem inaczej.— i przewoźnik jej opowiedział, jak go król wysłał i jak on zatrzymał się po drodze, żeby pogrzebać zabitych w zburzonym mieście.
— Kiedy tak, to ci dopomogę — powiedziana staruszka. — To było miasto mojego syna. Smok wypełzł z podziemnej jaskini, domy poburzył, a mieszkańców pozabijał. Oddałeś usługę mojemu synowi, więc cię uratuję.
Dotknęła wrzecionem czoła przewoźnika i ten od razu skurczył się i zamienił w bożą krówkę. Staruszka wzięła ją w palce ostrożnie i spuściła za okno.
Wtem dwanaście koni złotogrzywych zarżało na dworze, jak grzmot zaturkotała diamentowa dwukółka i zatoczyła się przed pałac. Wyskoczyło z niej Słońce promieniste i weszło. Pozdrowiło matkę, a ona podała mu wieczerzę. Słońce podjadło sobie, położyło się na koralowym łożu i mówi:
— Czuję tu człowieka.
— Co gadasz, synu? — powiedziała matka. — Był tu jeden, ale już go nie ma. Lepiej powiedz mi, zanim zaśniesz, dlaczego to kiedyś przestałeś świecić i noc zeszła na ziemię pośrodku dnia.
— Jakże miałem świecić, kiedy w ciemnościach podziemnych wylągł się smok o dwunastu głowach i chciał mnie pożreć. Musiałem zgasnąć i walczyć ze smokiem. Byłbym walczył jeszcze dłużej, gdyby nie to, że rusałka mi pomogła. Spojrzała na smoka urocznymi oczami, smok zapatrzył się na nią, a ja wtedy spaliłem go na węgiel i cisnąłem do morza.
Słońce usnęło. Wtedy staruszka wychyliła się za okno, dotknęła wrzecionem bożej krówki i z powrotem zamieniła ją w człowieka.
Przewoźnik wymknął się cicho z pałacu, kłębek wskazidrożek potoczył się na zachód, a on poszedł za nim i wrócił do żony.
Kiedy król usłyszał o pięknej rusałce z urocznymi oczami przestał myśleć o żonie przewoźnika i powiedział do niego:
— Przywiozłeś mi wiadomość, dlaczego słońce się zaćmiło, teraz przywieź mi rusałkę cud-dziewicę. Nie wracaj bez niej, bo cię każę ściąć.
Przewoźnik poszedł do domu i opowiedział wszystko żonie. Żona wyjęła znowu ze skrzyni kłębek wskazidrożek. Dała mężowi na drogę pełen wóz najpiękniejszych strojów kobiecych, jakie są na świecie. Tylko rusałki umieją wytkać i uszyć takie szaty z promieni słońca, księżyca i gwiazd, tylko rusałki mają takie klejnoty z kropelek rosy i deszczu, kiedy tęcza się w nich przegląda.
Poradziła mężowi, co ma robić, i pożegnali się.
Wyjeżdża przewoźnik za bramę, rzuca kłębek wskazidrożek i kędy się kłębek toczy, tam on za nim jedzie.
Jedzie przez góry wysokie, przez rzeki głębokie, przez doliny szerokie. Jakoś w tydzień czy we dwa napotyka młodzieńca, który pędzi na siwym koniu. Mijając przewoźnika młodzieniec pyta:
— Co wieziesz, człowiecze?
— Stroje kobiece.
— Daj mi coś na podarek dla mojej narzeczonej, jadę właśnie na zaręczyny. Odwdzięczę ci się. Jakbyś mnie potrzebował, zawołaj tylko:
Wichrze, co nad ziemią dniem i nocą latasz,
Przyleć mi na pomoc choćby z końca świata!
Przewoźnik podarował jeźdźcowi dla narzeczonej piękną srebrną szatę. Wicher ją pochwycił i popędził dalej.
Zaledwie przewoźnik ujechał kilka mil, spotyka siwego, ale krzepkiego człowieka. Ten go powitał i pyta:
— Co wieziesz, człowiecze?
— Stroje kobiece.
— Daj mi coś na podarek dla córki, bo wydaję ją za mąż za Wichra, dziarskiego jeźdźca. Odwdzięczę ci się. Jakbyś mnie potrzebował, zawołaj tylko:
Mrozie, co panujesz nad połową świata,
Przybądź mi na pomoc choćby w środku lata!
Przewoźnik dał Mrozowi srebrne ciżemki dla córki i jedwabny welon ślubny srebrem tkany, a iskrzący się, jakby go kto posypałplateczkami śniegu. Pożegnali się i jeden poszedł w tę stronę, a drugi w tamtą pojechał.
Prędko stara baśń się baje, nie tak prędko rzecz się staje. Przewoźnik długo jechał za kłębkiem wskazidrożkiem, zanim stanął nad brzegiem morza. Tam kłębek się zatrzymał.
Wszedł przewoźnik po pas do wody, powbijał wysokie tyczki, poprzywiązywał do nich długie żerdzie. Na tych żerdziach jak na sznurach porozwieszał przed świtem różnobarwne szatki kobiece, stroje i stroiki, szale i wstęgi złote, łańcuszki, brylantowe spinki i zausznice, trzęsidełka i świecidełka drogimi kamieniami nabijane. Iskrzyło się to wszystko z daleka.
Sam zaczaił się w zaroślach na brzegu z wędką samołówką. Morze pojaśniało, niebo zarumieniło się na wschodzie. Ogniste Słońce wyjrzało z wody i rzuciło na nią jakby rzekę złotych promieni. Przewoźnik zobaczył, że płynie po niej srebrne czółenko. W czółenku stała rusałka piękna jak sen i złotym wiosełkiem wiosłowała w stronę brzegu. Witała Słońce takim urocznym śpiewem, że przewoźnik co prędzej zatkał uszy.
Bał się, że ten śpiew ześle na niego marzenie i sen, a przez ten czas rusałka mu ucieknie.
Ona z początku bała się podpłynąć do żerdzi i rozwieszonych strojów. Jeździła tu i tam w swoim srebrnym czółenku, a dokoła niej pląsały złote rybki z tęczowymi skrzelkami i brylantowymi oczkami.
Wreszcie odważyła się i podpłynęła do bawidełek. Już, już wyciągała po nie rękę, gdy przewoźnik zawołał:
— Wichrze, co nad ziemią dniem i nocą latasz,
Przyleć mi na pomoc choćby z końca świata!
Zaszumiało, zaświstało — siwy koń zarył kopyta w ziemię; na morskim brzegu, a Wicher pyta:
— Co każesz?
Ale przewoźnik już woła:
— Mrozie, co panujesz nad połową świata,
Przybądź mi na pomoc choćby w środku lata!
Przewoźnika owionął ziąb. Stanął przed nim Mróz i pyta:
— Co każesz?
— Schwytajcie mi rusałkę! — zawołał przewoźnik.
Wicher dmuchnął — wywrócił czółenko. Mróz tchnął — ścisnął lodem. Wędka samołówka zarzuciła się sama i zahaczyła złoty warkocz. Przewoźnik wyciągnął rusałkę.
Związał ją srebrnym włosieniem, wziął na wóz i pojechali za kłębkiem wskazidrożkiem. Rusałka płakała po drodze, a była taka piękna, że ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało o podobnej urodzie.
Kiedy przyjechali do domu przewoźnika i rusałka zobaczyła jego żonę, zaraz przestała płakać i rzuciły się sobie w objęcia. Bo to były siostry rodzone.
Nazajutrz przewoźnik i jego żona zaprowadzili rusałkę do króla. Król tak się nią zachwycił, że zerwał się z tronu i zawołał:
— Bądź moją żoną i królową!
— O panie — odpowiedziała rusałka — muszę mieć najpierw gęśle samograje.
Król odesłał obie siostry do domu, a kiedy został sam na sam z przewoźnikiem, rozkazał srogo:
— Ruszaj natychmiast w świat po gęśle samograje! Nie wracaj bez nich, bo skrócę cię o głowę.
Przewoźnik poszedł do domu strapiony, ale żona go pocieszyła i dała mu na drogę swoją chustkę złotem wyszywaną. On zasunął chustkę w zanadrze, rzucił za wrotami kłębek wskazidrożek i poszedł za nim.
Idzie, a idzie przez kraje niezmierzone. Mijają dnie za dniami, miesiące za miesiącami, kłębek wciąż się toczy.
Przytoczył się wreszcie nad ogromne jezioro. Pośrodku jeziora zieleniła się piękna wyspa. Przewoźnik zapatrzył się na nią, naraz spostrzegł, że jakaś łódka się zbliża. Przybiła do brzegu i wysiadł z niej staruszek z białą brodą, ten sam, co to kiedyś podarował przewoźnikowi kieskę złotosypkę i wędkę samołówkę. Uradowany przewoźnik powitał go, a tamten zapytał:
— Jak się masz, dobry przewoźniku, dokąd to cię droga prowadzi ?
— Idę za kłębkiem wskazidrożkiem po gęśle samograje, ale nie wiem, gdzie ich szukać.
— Gęśle samograje są tam, na wyspie Złotomora — powiada starzec. — Ale nie wiem, jak sobie poradzisz ze Złotomorem, trudna z nim będzie sprawa. Przewoziłeś mnie nieraz, ja przewiozę cię teraz. Siadaj do łódki!
Popłynęli do wyspy. Kiedy łódź przybiła do brzegu, przewoźnik wysiadł na ląd, a starzec obiecał, że na niego poczeka.
Przewoźnik rzucił kłębek wskazidrożek i poszedł za nim zieloną wyspą aż do pałacu pośród drzew. Zastukał śmiało złotą kołatką do złotych wrót. Wrota cicho się otworzyły i rozległ się z głębi straszliwy głos Złotomora:
— Dokąd idziesz i po co?
— Idę do ciebie po gęśle samograje.
— Dam ci je tylko wtedy, jeżeli będziesz moim gościem przez trzy dni i trzy noce i ani na chwilę nie zaśniesz. Jeżeli zaśniesz, nie wyjdziesz stąd żywy.
Złotomór zaprowadził przewoźnika do olbrzymiej komnaty w wieży i zamknął go w niej na dziewięć rygli.
Rozejrzał się przewoźnik: w komnacie pusto, tylko pośrodku stoi donica szczerozłota, a w tej donicy rośnie sen-trawa, bujna, zielona, pachnie jak tysiące ogrodów.
Zaledwie minęła chwila, przewoźnika zdjął sen nieprzemożony. Runął na ziemię jak martwy.
Na drugi dzień rano zgrzytnęły rygle i wszedł Złotomór. Wystawił za okno donicę z sen-trawą, obudził przewoźnika i mówi:
— Zasnąłeś, więc gotuj się na śmierć!
Przewoźnik skoczył na równe nogi. Chciał walczyć, ale Złotomór tupnął w podłogę, podłoga się otworzyła i przewoźnik spadł do dolnej komnaty. Słońce zaglądało tam przez okna kryształowe, a w jego promieniach iskrzyły się stosy drogocennych kamieni i jak tęcze odbijały się w zwierciadlanych ścianach komnaty. Cudny to był widok — ale nie dla głodnego.
Minęły trzy dni. Okna były opatrzone gęstą kratą. Przewoźnik słyszał śpiew słowików i kukanie kukułek pośród drzew dookoła wieży, słyszał nawet gruchanie swojskich gołębi. Ale daremnie wołał o ratunek — nie przychodził nikt.
Nie wiedział, że w suficie jest otwór, a przez ten otwór śledzi go oko Złotomora.
Cierpiał mękę głodową, a najwięcej cierpiał słysząc gdzieś w pobliżu szmer strumyka, podczas kiedy jemu tak chciało się pić, ze wargi mu popękały i język przysechł do podniebienia.
Ach, jakże chętnie oddałby wszystkie te skarby, które go otaczały, za kubek wody i kawałek chleba!
W tej męce sięgnął ręką po swój krzyżyk żelazny; dostał go od matki, kiedy był dzieckiem, i zawsze odtąd nosił go na szyi. Niechcący wyrzucił przy tym z zanadrza chustkę złotem haftowaną, którą żona dała mu na drogę.
Zaledwie chustka upadła na ziemię, usłyszał okrzyk nad sobą, a po chwili drzwi się otworzyły i wpadł Złotomór z wyciągniętymi ramionami.
— Tę chustkę dostałeś od mojej siostry! Jesteś mężem mojej siostry rusałki!
Zaprowadził przewoźnika do swoich pokojów, nakarmił, napoił i podarował gęśle samograje.
— Bierz, kochany szwagrze! Wielu tu już bywało, co mnie chcieli obrabować. Myślałem, że i ty jesteś taki.
Przewoźnik pożegnał Złotomora, a starzec przeprawił go swoją łódką z wyspy na brzeg jeziora.
Kiedy król zobaczył gęśle samograje, kazał natychmiast sprowadzić rusałkę cud-dziewicę i jej starszą siostrę. Rusałka poprosiła:
— Królu, każ zwołać na podwórzec zamkowy wszystkich biednych, smutnych, szpetnych i kaleki, każ przynieść chorych, a także tych, co zmarli, ale jeszcze nie pogrzebano ich w świętej ziemi!
Król nie chciał jej się sprzeciwiać i wydał taki rozkaz.
Kiedy podwórzec się zapełnił, rusałka wyszła z gęślami między lud i zaśpiewała słodkim głosem:
— Grajcie, gęśle, grajcie,
Prosić się nie dajcie,
Pięknie grajcie, gęśle,
Dajcie ludziom szczęście!
Gęśle zaczęły grać... Co się dzieje? Szmer idzie przez tłum, słychać radosne okrzyki, kulawi odrzucają szczudła, garbaci się prostują, chorzy zaczynają tańczyć, smutni śmieją się i śpiewają, a umarli siadają na marach, przecierają oczy i mówią:
— Za długo spałem.
Król patrzył na to przez okno swojej komnaty i wcale nie był z tego rad. „Nie chcę, żeby ona była moją żoną i królową tego kraju", pomyślał, ,,bo by mi tu wciąż sprowadzała żebraków i kaleki".
Król o nielitościwym sercu nie wiedział, że on sam nie będzie się już długo cieszyć zdrowiem. Tej samej nocy zaniemógł nagle i nad ranem umarł.
Rusałka podarowała siostrze gęśle samograje i powiedziała:
— Bądź zdrowa i szczęśliwa, siostro kochana, razem z twoim mężem, dobrym przewoźnikiem. Ja wracam do srebrnego czółenka, do złotego wiosła, do moich rybek tęczowych i do promieni Słońca. Słońce tęskni za mną okrutnie, a ja za nim.
Lud obrał na króla dobrego przewoźnika. Rządził on mądrze i sprawiedliwie. Królowa rusałka miała dla wszystkich współczujące serce, ratowała każdego, kto potrzebował pomocy. Za ich rządów nikt nikogo nie krzywdził, nie było wojny, ani zarazy, ani posuchy, ani powodzi, a ziemia rodziła tak obficie, że najstarsi ludzie nie pamiętali takiego urodzaju.
A Ziemia urodzi tak obficie :)))
Dobranoc wszystkim
i Dzień Dobry niech nastanie
niech się zabliźnią wszystkie rany
na stałe
Dzień Dobry niech nastanie :*
tak na prawdę nie był z mojej bajki..
..to sen, który postanowiłam prześnić
ku przestrodze, że w Bożym Królestwie
tak po prostu być nie może!!!
i już :)
Na dobranoc zaś
bajka
bardzo, bardzo poznana
jako.. długa i nudna przypowieść?
no dobrze,tylko bajka :)
O DOBRYM PRZEWOŹNIKU I O DWÓCH SIOSTRACH RUSAŁKACH
Był sobie stary przewoźnik, który miał trzech dorodnych synów. Żona właśnie mu zmarła, nie szczęściło mu się przez całe życie. Często nie miał nawet kawałka chleba, bo jego rola był to piasek lotny, łąka — bagno bezdenne, a prom miał stary, spróchniały, tak że nikt wozić się nim nie chciał.
Żył biedny staruszek, żył — aż zaniemógł i zebrało mu się na śmierć.
Właśnie kiedy umierał, zerwała się straszna burza, błyskało i grzmiało raz po raz, wreszcie deszcz lunął jak z wiadra. Rzeka wezbrała i woda uniosła prom.
Ojciec umarł. Synowie płakali, płakali — ani za co pogrzebu sprawić, ani żyć z czego. A zapracować też nie ma na czym bez promu.
Przechodził tamtędy starzec z długą białą brodą.
— Czego płaczecie, biedacy? — zapytał.
Opowiedzieli mu o śmierci ojca i o wszystkim, co się przydarzyło. Staruszek zaczął ich pocieszać:
— Ojciec wasz ciężkie miał życie i z woli Bożej teraz ma odpoczynek. Nie ma tego złego, co by się nie obróciło na dobre. Ale spójrzcie na rzekę, toż prom jest u brzegu!
Trzej bracia pobiegli, patrzą: stoi prom nowiutki i mnóstwo ludzi czeka na przewóz.
Obejrzeli się za staruszkiem — nie było go nigdzie.
Synowie pochowali ojca uczciwie. Zabrali się do pracy i powoli rozgospodarowali się dostatnio.
Dwaj starsi tacy już byli, że brakło im serca dla ludzi. Prędko zapomnieli o własnej biedzie, więc i cudzej nie rozumieli. Darmo nikogo nie przewieźli, choćby to był żebrak albo kaleka, co na nogach ledwo mógł ustać. Nawet jeżeli ze łzami prosił, odpędzili takiego, co nie miał czym zapłacić i jeszcze połajali go złym słowem.
Najmłodszy całkiem się od nich odrodził. Co mu kto dał za przewóz, to on wziął bez targu, a jak tamten powiedział, że nie ma czym płacić, to go przewiózł darmo.
Z początku bracia dzielili się zarobkiem równo: mnie część, tobie część i jemu część. Ale już po kilku dniach najstarszy mówi do najmłodszego:
— Tak dalej być nie może. Jakeś głupi i chce ci się wozić za darmo — twoja wola. Ale odtąd będziesz miał to, co sam zarobisz, a my weźmiemy swoje.
Tak więc wyszło, że po jakimś czasie starsi się wzbogacili, a najmłodszy nie. Ale chleba mu nie brakło. I pracowało mu się wesoło.
Raz o zachodzie słońca, kiedy najstarszy brat był na promie, przyszedł ten sam staruszek co dawniej i poprosił:
— Przewieź mnie, dobry człowieku.
— Masz czym zapłacić?
— Nie mam, przewieź mnie za „Bóg zapłać".
— To nie syci ani nie grzeje. Nie przewiozę za ,,Bóg zapłać".
— To weź moją pustą starą kieskę, nic innego nie mam.
— Idź najpierw na żebry, a jak zbierzesz co do tej kieski, wtedy cię przewiozę, inaczej nie. Tymczasem fora ze dwora!
Postał starzec przy promie — i poszedł.
Na drugi dzień wrócił znowu. Tego dnia średni brat był na promie, ale i on starca odepchnął.
Na trzeci dzień najmłodszy brat woził ludzi promem. Przewiózł staruszka na tamten brzeg i o zapłatę wcale nie pytał, jeszcze mu podziękował za dobre słowa po śmierci ojca i życzył szczęśliwej drogi.
Staruszek podziękował za przewóz i mówi:
— Nie mam ci czym zapłacić, ale weź moją kieskę. Chociaż jest stara i pusta i wygląda na to, że nic nie jest warta, przyda ci się. Potrząśnij nią tylko i powiedz:
Ile szyszek jest na sośnie,
Ile jagód w lesie rośnie,
Ile brzęczy pszczół na lipie,
Tyle złota niech się sypie.
Tak rozkazał, kto mi cię dał.
Spamiętasz?
— Spamiętam.
Wziął najmłodszy brat kieskę i poszedł do domu.
— Dużoś zarobił? — spytał średni brat.
— Trzy grosze i tę kieskę.
Bracia zaczęli się śmiać.
— Ha, ha, ha! Przewiózł tego starucha, co się wciąż napraszał darmo na prom! Przecież tamten nas także częstował swoją starą, pustą kieską. Wreszcie trafił na głupiego, co ją wziął.
Najmłodszy brat nic nie odpowiedział, tylko potrząsnął kieską i zawołał:
— Ile szyszek jest na sośnie,
Ile jagód w lesie rośnie,
Ile brzęczy pszczół na lipie,
Tyle złota niech się sypie!
Tak rozkazał, kto mi cię dał.
I patrzcie: złoto sypnęło się jak grad, cały stół zasypało. Starsi bracia rzucili się chciwie i nuż garnąć je każdy do siebie.
Radość była w całej wiosce, ba! i w innych wioskach dookoła. Bo dobry przewoźnik każdego obdarował, o kim wiedział, że jest w potrzebie.
Ale chciwemu się zda, że ręce wciąż ma puste, choćby nie wiedzieć ile wziął. Tak i dwaj starsi bracia. Najmłodszy złota im nie żałował, ale oni wciąż zazdrościli mu kieski złotosypki.
Zazdrościli, zazdrościli, wreszcie wzięli się na sposób. Jeden kupił wianek kiełbasy, drugi kupił flaszkę wódki i dalejże brata częstować:
— Pojedz se, chudzino! Napij się na rozgrzewkę!
Najmłodszy brat nigdy nie pijał gorzałki, bo mu się zaraz przypominało, jak ojciec nieboszczyk mawiał: ,,od wódki rozum krótki". Ale tym razem deszcz z wichrem zacinał, on przeziąbł na promie, więc pomyślał:
— A no, spróbuję raz. Jeden kieliszek to tyle co nic.
Wypił jeden, a brat starszy mówi:
— Człowiek chodzi na dwóch nogach, nie na jednej.
Wypił drugi, a brat średni mówi:
— Koniczyna ma trzy listki, a nie dwa.
Tak od kieliszka do kieliszka, spać mu się zachciało okrutnie. Oparł głowę o stół i zachrapał.
Bracia tylko na to czekali. Ukradli mu kieskę złotosypkę i w nogi! Jeszcze z chaty wynieśli wszystko co lepsze.
Ale jaki nabytek, taki użytek. Najstarszy kupił sobie okręt, naładował do niego pełno towarów i pojechał sprzedać je za morze. Okręt rozbił się o skały i zatonął, a razem z okrętem utonął najstarszy brat ze swoimi towarami.
Drugi kupił dwanaście bryk czterokonnych i także naładował na nie pełno dobytku, osie ledwo go dźwigały, a konie ledwo ciągnęły. Jechali lasem, w lesie napadli zbójcy, wszystko zrabowali i drugiego brata zabili.
Tymczasem najmłodszy ocknął się, patrzy: ani braci, ani kieski, ani nawet kawałka chleba nie ma w chacie — nic!
Został mu tylko prom. Pracował więc na promie. Kto mógł, ten mu płacił, kto nie mógł, tego wiózł darmo i tak mu się żyło.
Tylko wciąż teraz sam sobie powtarzał: "od wódki rozum krótki, dobrze mi tak!"
Któregoś wieczora przyszedł znajomy starzec i o zachodzie słońca stanął obok promu. Przewoźnik ucieszył się, przywitał go i opowiedział, jak i co się stało. A starzec na to:
— Sameś sobie winien! Ale ponieważ widzisz, żeś źle zrobił, więc pomogę ci jeszcze raz. Weź tę wędkę, przyda ci się. Co nią złowisz, to dobrze trzymaj, bo jak ci się wymknie, będziesz gorzko żałował.
Starzec zniknął, została tylko wędka. Miała wędzisko bursztynowe, srebrny włosień i złoty pływek. A diamentowy haczyk świecił jak gwiazda.
Zanim przewoźnik zdążył zarzucić wędkę, haczyk sam skoczył do wody, włosień rozciągnął się z prądem, pływek się zagłębił, a przewoźnika szarpnęło coś za rękę.
Poczuł w wodzie szamotanie, więc ciągnie, ciągnie, aż zgina się bursztynowe wędzisko, ale nie pęka. Ciągnie jeszcze — i wyciągnął pół panny, pół ryby, liczko ma piękne jak księżyc, a oczka jak gwiazdy.
— Dobry przewoźniku — prosi półpanna słodkim głosem — wypłacz wędkę z mojego warkocza! Słońce już zachodzi, a ja bez promieni słońca nie mogę być rusałką.
Młody przewoźnik wyciągnął ją na prom, ale haczyka nie wyplątuje. Choć się dziewczyna wyrywa, otula ją swoją sukmaną i trzyma mocno.
Tymczasem ostatni promień słońca zagasł na wodzie. Rusałka jęknęła i — dziw nad dziwy! — stoi na promie śliczna panienka ubrana jak do ślubu. Sukienkę ma białą, mirtowy wianuszek we włosach i perły w warkocz wplecione. W ręku trzyma starą kieskę złotosypkę, tę samą, którą bracia skradli przewoźnikowi.
— Rusałką być nie mogę, weź mnie za żonę — mówi panienka i rumieni się jak zorza.
Poszli do kościółka na sąsiednim wzgórzu, a tam u ołtarza czekał już na nich ksiądz, organista zaraz na organach im zagrał i w mig było po ślubie.
Idą z kościoła do domku przewoźnika, aż tu patrzą — drogą wędrują sznureczkiem goście, a goście!
Przewoźnik z żoną uczęstowali ich, czym tam mogli, a kiedy goście mieli się rozejść, panna młoda potrząsnęła kieską i wszystkich złotem obdarowała.
Odtąd przewoźnik woził darmo każdego, a biedacy dostawali od niego jeszcze po dukacie. Miał on pracy dość, miał!
Kiedy król dowiedział się o przewoźniku, co ma pełne kieszenie złotych dukatów, a jednak rąk nie żałuje i wozi ludzi na promie, pomyślał sobie:
„To rzecz niesłychana. Ilu mam w kraju bogatych wielmożów i panów, żaden by się tak nie trudził dla innych ludzi ani nie rozdawałby im darmo swego złota. Muszę na własne oczy obejrzeć to dziwo”.
Kazał założyć do złoconej poszóstnej karety i wieźć się do promu.
A tam właśnie żona przewoźnika podlewała swój ogródek przy chacie. Zobaczył ją król i serce mu zabiło, rozmiłował się od razu w pięknej żonie przewoźnika. Zawołał na nią z okna karety, ale ona rzuciła polewaczkę i jak gołąbka do gołębnika, tak furknęła do chaty.
W tej samej chwili wiatr powiał po całej krainie, a z krańców świata przyleciał cień jak czarny słup od ziemi aż do nieba. Słońce się zaćmiło i gasło, gasło powoli — aż zgasło. Na czarnym niebie zapaliły się gwiazdy.
Umilkły ptaki strwożone, psy zawyły we wsi, a konie królewskie spłoszyły się i byłyby utopiły w rzece złocistą karetę razem z królem, gdyby nie przewoźnik. Skoczył śmiało przed konie, chwycił pierwszą parę przy pyskach i zatrzymał — taki to był osiłek!
Ciemności długą chwilę panowały na świecie, aż wreszcie słońce zapaliło się znowu.
Król przestał się bać i przypomniał sobie piękną żonę przewoźnika. „Jak to zrobić, żeby się tego przewoźnika pozbyć?" pomyślał. ,,Gdyby ona owdowiała, to bym się z nią ożenił. Ubrałbym ją w jedwabne szaty, naczepiałbym na niej klejnotów i nikt by nie poznał, że nie jest z królewskiego rodu".
Zawołał przewoźnika i mówi tak:
— Kiedyś taki obrotny i śmiały, idź na koniec świata i dowiedz się, dlaczego słońce się zaćmiło. Jak się nie dowiesz, to lepiej nie wracaj, bo cię każę ściąć.
Król krzyknął na furmana, furman trzasnął z bata długiego na dwanaście łokci i kareta potoczyła się w stronę zamku.
Zafrasowany przewoźnik usiadł w chacie zamyślony.
— O czym myślisz i czego się smucisz? — zapytała go żona.
— Jak nie mam się smucić, kiedy mi król kazał się dowiedzieć, dlaczego słońce się zaćmiło, a jak mu nie powiem, to mi głowę utną.
Żona skoczyła do komory, wyjęła z malowanej skrzyni kłębuszek nici i podała go mężowi.
— Nie smuć się, mężu. To jest kłębek wskazidrożek, on cię doprowadzi.
Poradziła mu, jak ma zrobić, pożegnali się i przewoźnik poszedł.
Idzie, idzie przez góry wysokie, przez rzeki głębokie, a kłębek wskazidrożek wciąż toczy się przed nim na wschód słońca.
Wreszcie przewoźnik doszedł do zburzonego miasta, gdzie mnóstwo ludzi pozabijanych leżało na ulicach bez pogrzebu. Nie żałował czasu i trudu, zawołał ludzi z sąsiednich miast i razem pogrzebali wszystkich zabitych.
Dopiero wtedy poszedł dalej za kłębkiem wskazidrożkiem.
Prędko stara baśń się baje, nie tak prędko rzecz się staje. Ile czasu przewoźnik szedł, tego nie wiem, ale wiem, że doszedł wreszcie aż na to miejsce, gdzie na wschodnim krańcu świata obłoki łączą się z ziemią i w tych obłokach stoi pałac cały ze złota, z bursztynowym dachem i z brylantowymi oknami.
Kłębek skok! skok! skok! wskoczył po schodach na ganek, z ganku wtoczył się do sieni, a z sieni do ogromnej komnaty. W tej komnacie siedziała stara kobieta i przędła złotą kądziel.
— Oj, człowieku, człowieku — powiedziała — po coś tu przyszedł? Mój syn, jasne Słońce, zaraz tu przyjdzie i spali cię.
— Nie mogłem inaczej.— i przewoźnik jej opowiedział, jak go król wysłał i jak on zatrzymał się po drodze, żeby pogrzebać zabitych w zburzonym mieście.
— Kiedy tak, to ci dopomogę — powiedziana staruszka. — To było miasto mojego syna. Smok wypełzł z podziemnej jaskini, domy poburzył, a mieszkańców pozabijał. Oddałeś usługę mojemu synowi, więc cię uratuję.
Dotknęła wrzecionem czoła przewoźnika i ten od razu skurczył się i zamienił w bożą krówkę. Staruszka wzięła ją w palce ostrożnie i spuściła za okno.
Wtem dwanaście koni złotogrzywych zarżało na dworze, jak grzmot zaturkotała diamentowa dwukółka i zatoczyła się przed pałac. Wyskoczyło z niej Słońce promieniste i weszło. Pozdrowiło matkę, a ona podała mu wieczerzę. Słońce podjadło sobie, położyło się na koralowym łożu i mówi:
— Czuję tu człowieka.
— Co gadasz, synu? — powiedziała matka. — Był tu jeden, ale już go nie ma. Lepiej powiedz mi, zanim zaśniesz, dlaczego to kiedyś przestałeś świecić i noc zeszła na ziemię pośrodku dnia.
— Jakże miałem świecić, kiedy w ciemnościach podziemnych wylągł się smok o dwunastu głowach i chciał mnie pożreć. Musiałem zgasnąć i walczyć ze smokiem. Byłbym walczył jeszcze dłużej, gdyby nie to, że rusałka mi pomogła. Spojrzała na smoka urocznymi oczami, smok zapatrzył się na nią, a ja wtedy spaliłem go na węgiel i cisnąłem do morza.
Słońce usnęło. Wtedy staruszka wychyliła się za okno, dotknęła wrzecionem bożej krówki i z powrotem zamieniła ją w człowieka.
Przewoźnik wymknął się cicho z pałacu, kłębek wskazidrożek potoczył się na zachód, a on poszedł za nim i wrócił do żony.
Kiedy król usłyszał o pięknej rusałce z urocznymi oczami przestał myśleć o żonie przewoźnika i powiedział do niego:
— Przywiozłeś mi wiadomość, dlaczego słońce się zaćmiło, teraz przywieź mi rusałkę cud-dziewicę. Nie wracaj bez niej, bo cię każę ściąć.
Przewoźnik poszedł do domu i opowiedział wszystko żonie. Żona wyjęła znowu ze skrzyni kłębek wskazidrożek. Dała mężowi na drogę pełen wóz najpiękniejszych strojów kobiecych, jakie są na świecie. Tylko rusałki umieją wytkać i uszyć takie szaty z promieni słońca, księżyca i gwiazd, tylko rusałki mają takie klejnoty z kropelek rosy i deszczu, kiedy tęcza się w nich przegląda.
Poradziła mężowi, co ma robić, i pożegnali się.
Wyjeżdża przewoźnik za bramę, rzuca kłębek wskazidrożek i kędy się kłębek toczy, tam on za nim jedzie.
Jedzie przez góry wysokie, przez rzeki głębokie, przez doliny szerokie. Jakoś w tydzień czy we dwa napotyka młodzieńca, który pędzi na siwym koniu. Mijając przewoźnika młodzieniec pyta:
— Co wieziesz, człowiecze?
— Stroje kobiece.
— Daj mi coś na podarek dla mojej narzeczonej, jadę właśnie na zaręczyny. Odwdzięczę ci się. Jakbyś mnie potrzebował, zawołaj tylko:
Wichrze, co nad ziemią dniem i nocą latasz,
Przyleć mi na pomoc choćby z końca świata!
Przewoźnik podarował jeźdźcowi dla narzeczonej piękną srebrną szatę. Wicher ją pochwycił i popędził dalej.
Zaledwie przewoźnik ujechał kilka mil, spotyka siwego, ale krzepkiego człowieka. Ten go powitał i pyta:
— Co wieziesz, człowiecze?
— Stroje kobiece.
— Daj mi coś na podarek dla córki, bo wydaję ją za mąż za Wichra, dziarskiego jeźdźca. Odwdzięczę ci się. Jakbyś mnie potrzebował, zawołaj tylko:
Mrozie, co panujesz nad połową świata,
Przybądź mi na pomoc choćby w środku lata!
Przewoźnik dał Mrozowi srebrne ciżemki dla córki i jedwabny welon ślubny srebrem tkany, a iskrzący się, jakby go kto posypałplateczkami śniegu. Pożegnali się i jeden poszedł w tę stronę, a drugi w tamtą pojechał.
Prędko stara baśń się baje, nie tak prędko rzecz się staje. Przewoźnik długo jechał za kłębkiem wskazidrożkiem, zanim stanął nad brzegiem morza. Tam kłębek się zatrzymał.
Wszedł przewoźnik po pas do wody, powbijał wysokie tyczki, poprzywiązywał do nich długie żerdzie. Na tych żerdziach jak na sznurach porozwieszał przed świtem różnobarwne szatki kobiece, stroje i stroiki, szale i wstęgi złote, łańcuszki, brylantowe spinki i zausznice, trzęsidełka i świecidełka drogimi kamieniami nabijane. Iskrzyło się to wszystko z daleka.
Sam zaczaił się w zaroślach na brzegu z wędką samołówką. Morze pojaśniało, niebo zarumieniło się na wschodzie. Ogniste Słońce wyjrzało z wody i rzuciło na nią jakby rzekę złotych promieni. Przewoźnik zobaczył, że płynie po niej srebrne czółenko. W czółenku stała rusałka piękna jak sen i złotym wiosełkiem wiosłowała w stronę brzegu. Witała Słońce takim urocznym śpiewem, że przewoźnik co prędzej zatkał uszy.
Bał się, że ten śpiew ześle na niego marzenie i sen, a przez ten czas rusałka mu ucieknie.
Ona z początku bała się podpłynąć do żerdzi i rozwieszonych strojów. Jeździła tu i tam w swoim srebrnym czółenku, a dokoła niej pląsały złote rybki z tęczowymi skrzelkami i brylantowymi oczkami.
Wreszcie odważyła się i podpłynęła do bawidełek. Już, już wyciągała po nie rękę, gdy przewoźnik zawołał:
— Wichrze, co nad ziemią dniem i nocą latasz,
Przyleć mi na pomoc choćby z końca świata!
Zaszumiało, zaświstało — siwy koń zarył kopyta w ziemię; na morskim brzegu, a Wicher pyta:
— Co każesz?
Ale przewoźnik już woła:
— Mrozie, co panujesz nad połową świata,
Przybądź mi na pomoc choćby w środku lata!
Przewoźnika owionął ziąb. Stanął przed nim Mróz i pyta:
— Co każesz?
— Schwytajcie mi rusałkę! — zawołał przewoźnik.
Wicher dmuchnął — wywrócił czółenko. Mróz tchnął — ścisnął lodem. Wędka samołówka zarzuciła się sama i zahaczyła złoty warkocz. Przewoźnik wyciągnął rusałkę.
Związał ją srebrnym włosieniem, wziął na wóz i pojechali za kłębkiem wskazidrożkiem. Rusałka płakała po drodze, a była taka piękna, że ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało o podobnej urodzie.
Kiedy przyjechali do domu przewoźnika i rusałka zobaczyła jego żonę, zaraz przestała płakać i rzuciły się sobie w objęcia. Bo to były siostry rodzone.
Nazajutrz przewoźnik i jego żona zaprowadzili rusałkę do króla. Król tak się nią zachwycił, że zerwał się z tronu i zawołał:
— Bądź moją żoną i królową!
— O panie — odpowiedziała rusałka — muszę mieć najpierw gęśle samograje.
Król odesłał obie siostry do domu, a kiedy został sam na sam z przewoźnikiem, rozkazał srogo:
— Ruszaj natychmiast w świat po gęśle samograje! Nie wracaj bez nich, bo skrócę cię o głowę.
Przewoźnik poszedł do domu strapiony, ale żona go pocieszyła i dała mu na drogę swoją chustkę złotem wyszywaną. On zasunął chustkę w zanadrze, rzucił za wrotami kłębek wskazidrożek i poszedł za nim.
Idzie, a idzie przez kraje niezmierzone. Mijają dnie za dniami, miesiące za miesiącami, kłębek wciąż się toczy.
Przytoczył się wreszcie nad ogromne jezioro. Pośrodku jeziora zieleniła się piękna wyspa. Przewoźnik zapatrzył się na nią, naraz spostrzegł, że jakaś łódka się zbliża. Przybiła do brzegu i wysiadł z niej staruszek z białą brodą, ten sam, co to kiedyś podarował przewoźnikowi kieskę złotosypkę i wędkę samołówkę. Uradowany przewoźnik powitał go, a tamten zapytał:
— Jak się masz, dobry przewoźniku, dokąd to cię droga prowadzi ?
— Idę za kłębkiem wskazidrożkiem po gęśle samograje, ale nie wiem, gdzie ich szukać.
— Gęśle samograje są tam, na wyspie Złotomora — powiada starzec. — Ale nie wiem, jak sobie poradzisz ze Złotomorem, trudna z nim będzie sprawa. Przewoziłeś mnie nieraz, ja przewiozę cię teraz. Siadaj do łódki!
Popłynęli do wyspy. Kiedy łódź przybiła do brzegu, przewoźnik wysiadł na ląd, a starzec obiecał, że na niego poczeka.
Przewoźnik rzucił kłębek wskazidrożek i poszedł za nim zieloną wyspą aż do pałacu pośród drzew. Zastukał śmiało złotą kołatką do złotych wrót. Wrota cicho się otworzyły i rozległ się z głębi straszliwy głos Złotomora:
— Dokąd idziesz i po co?
— Idę do ciebie po gęśle samograje.
— Dam ci je tylko wtedy, jeżeli będziesz moim gościem przez trzy dni i trzy noce i ani na chwilę nie zaśniesz. Jeżeli zaśniesz, nie wyjdziesz stąd żywy.
Złotomór zaprowadził przewoźnika do olbrzymiej komnaty w wieży i zamknął go w niej na dziewięć rygli.
Rozejrzał się przewoźnik: w komnacie pusto, tylko pośrodku stoi donica szczerozłota, a w tej donicy rośnie sen-trawa, bujna, zielona, pachnie jak tysiące ogrodów.
Zaledwie minęła chwila, przewoźnika zdjął sen nieprzemożony. Runął na ziemię jak martwy.
Na drugi dzień rano zgrzytnęły rygle i wszedł Złotomór. Wystawił za okno donicę z sen-trawą, obudził przewoźnika i mówi:
— Zasnąłeś, więc gotuj się na śmierć!
Przewoźnik skoczył na równe nogi. Chciał walczyć, ale Złotomór tupnął w podłogę, podłoga się otworzyła i przewoźnik spadł do dolnej komnaty. Słońce zaglądało tam przez okna kryształowe, a w jego promieniach iskrzyły się stosy drogocennych kamieni i jak tęcze odbijały się w zwierciadlanych ścianach komnaty. Cudny to był widok — ale nie dla głodnego.
Minęły trzy dni. Okna były opatrzone gęstą kratą. Przewoźnik słyszał śpiew słowików i kukanie kukułek pośród drzew dookoła wieży, słyszał nawet gruchanie swojskich gołębi. Ale daremnie wołał o ratunek — nie przychodził nikt.
Nie wiedział, że w suficie jest otwór, a przez ten otwór śledzi go oko Złotomora.
Cierpiał mękę głodową, a najwięcej cierpiał słysząc gdzieś w pobliżu szmer strumyka, podczas kiedy jemu tak chciało się pić, ze wargi mu popękały i język przysechł do podniebienia.
Ach, jakże chętnie oddałby wszystkie te skarby, które go otaczały, za kubek wody i kawałek chleba!
W tej męce sięgnął ręką po swój krzyżyk żelazny; dostał go od matki, kiedy był dzieckiem, i zawsze odtąd nosił go na szyi. Niechcący wyrzucił przy tym z zanadrza chustkę złotem haftowaną, którą żona dała mu na drogę.
Zaledwie chustka upadła na ziemię, usłyszał okrzyk nad sobą, a po chwili drzwi się otworzyły i wpadł Złotomór z wyciągniętymi ramionami.
— Tę chustkę dostałeś od mojej siostry! Jesteś mężem mojej siostry rusałki!
Zaprowadził przewoźnika do swoich pokojów, nakarmił, napoił i podarował gęśle samograje.
— Bierz, kochany szwagrze! Wielu tu już bywało, co mnie chcieli obrabować. Myślałem, że i ty jesteś taki.
Przewoźnik pożegnał Złotomora, a starzec przeprawił go swoją łódką z wyspy na brzeg jeziora.
Kiedy król zobaczył gęśle samograje, kazał natychmiast sprowadzić rusałkę cud-dziewicę i jej starszą siostrę. Rusałka poprosiła:
— Królu, każ zwołać na podwórzec zamkowy wszystkich biednych, smutnych, szpetnych i kaleki, każ przynieść chorych, a także tych, co zmarli, ale jeszcze nie pogrzebano ich w świętej ziemi!
Król nie chciał jej się sprzeciwiać i wydał taki rozkaz.
Kiedy podwórzec się zapełnił, rusałka wyszła z gęślami między lud i zaśpiewała słodkim głosem:
— Grajcie, gęśle, grajcie,
Prosić się nie dajcie,
Pięknie grajcie, gęśle,
Dajcie ludziom szczęście!
Gęśle zaczęły grać... Co się dzieje? Szmer idzie przez tłum, słychać radosne okrzyki, kulawi odrzucają szczudła, garbaci się prostują, chorzy zaczynają tańczyć, smutni śmieją się i śpiewają, a umarli siadają na marach, przecierają oczy i mówią:
— Za długo spałem.
Król patrzył na to przez okno swojej komnaty i wcale nie był z tego rad. „Nie chcę, żeby ona była moją żoną i królową tego kraju", pomyślał, ,,bo by mi tu wciąż sprowadzała żebraków i kaleki".
Król o nielitościwym sercu nie wiedział, że on sam nie będzie się już długo cieszyć zdrowiem. Tej samej nocy zaniemógł nagle i nad ranem umarł.
Rusałka podarowała siostrze gęśle samograje i powiedziała:
— Bądź zdrowa i szczęśliwa, siostro kochana, razem z twoim mężem, dobrym przewoźnikiem. Ja wracam do srebrnego czółenka, do złotego wiosła, do moich rybek tęczowych i do promieni Słońca. Słońce tęskni za mną okrutnie, a ja za nim.
Lud obrał na króla dobrego przewoźnika. Rządził on mądrze i sprawiedliwie. Królowa rusałka miała dla wszystkich współczujące serce, ratowała każdego, kto potrzebował pomocy. Za ich rządów nikt nikogo nie krzywdził, nie było wojny, ani zarazy, ani posuchy, ani powodzi, a ziemia rodziła tak obficie, że najstarsi ludzie nie pamiętali takiego urodzaju.
A Ziemia urodzi tak obficie :)))
Dobranoc wszystkim
i Dzień Dobry niech nastanie
niech się zabliźnią wszystkie rany
na stałe
Dzień Dobry niech nastanie :*
sobota, 15 stycznia 2011
niech się zmęczy przebieraniec...
Zagraj skrzypku
słodkie nutki
niech nie marzną
głodne smutki
pusta sien
i cicha chata
zasnął świerszcz
u pana brata
milczą gwiazdy na arenie
smutek krąży
dziś po scenie
zagraj grajku
skoczny taniec
niech się zmęczy
przebieraniec
w dole śnieg
na rzece kra...
skrzypek swą melodie
gra...
Prosze bardzo :)
Zmienilam na bez slow..
ale skoro juz
wiecej niezrozumialych slow
..no coz..
Z radoscia :)
Milego wieczoru!
„Musicie być mocni. Drodzy bracia i siostry! Musicie być mocni tą mocą, którą daje wiara! Musicie być mocni mocą wiary! Musicie być wierni! Dziś tej mocy bardziej Wam potrzeba niż w jakiejkolwiek epoce dziejów. Musicie być mocni mocą nadziei, która przynosi pełną radość życia i nie dozwala zasmucać Ducha Świętego! Musicie być mocni mocą miłości, która jest potężniejsza niż śmierć... Musicie być mocni miłością, która cierpliwa jest, łaskawa jest...”
„Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali.”
„Najbardziej twórczą ze wszystkich prac jest praca nad sobą, która pozwala odnajdywać urok młodości.”
„Naród ginie, gdy znieprawia swojego ducha, naród rośnie, gdy duch jego coraz bardziej się oczyszcza i tego żadne siły zewnętrzne nie zdołają zniszczyć”
Jan Paweł II
ale skoro juz
wiecej niezrozumialych slow
..no coz..
Z radoscia :)
Milego wieczoru!
„Musicie być mocni. Drodzy bracia i siostry! Musicie być mocni tą mocą, którą daje wiara! Musicie być mocni mocą wiary! Musicie być wierni! Dziś tej mocy bardziej Wam potrzeba niż w jakiejkolwiek epoce dziejów. Musicie być mocni mocą nadziei, która przynosi pełną radość życia i nie dozwala zasmucać Ducha Świętego! Musicie być mocni mocą miłości, która jest potężniejsza niż śmierć... Musicie być mocni miłością, która cierpliwa jest, łaskawa jest...”
„Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali.”
„Najbardziej twórczą ze wszystkich prac jest praca nad sobą, która pozwala odnajdywać urok młodości.”
„Naród ginie, gdy znieprawia swojego ducha, naród rośnie, gdy duch jego coraz bardziej się oczyszcza i tego żadne siły zewnętrzne nie zdołają zniszczyć”
Jan Paweł II
..bo modlitwa
Isia pisze...
..bo modlitwa
jest
rozmową serc..
trzepotanie ust
bywa
niedosłowne
i nie mówi
o stanie
duszy
(chyba, że chce)
samo z się
joanna pisze...
nie wiem
jest najlepszym przyjacielem..
...(chyba, że chce)...
samo z się :)
Isia pisze...
też ;)
...
..nocą lekko Cię dotknę
prawie bezzmysłowo
spokojem i miłością
lekko dotknę..
joanna pisze...
otwarte dlonie
nad koronami sosen
:)
Hej!
Nowy dzien!
..a ja tu
z rozbitym nosem..
..bo modlitwa
jest
rozmową serc..
trzepotanie ust
bywa
niedosłowne
i nie mówi
o stanie
duszy
(chyba, że chce)
samo z się
joanna pisze...
nie wiem
jest najlepszym przyjacielem..
...(chyba, że chce)...
samo z się :)
Isia pisze...
też ;)
...
..nocą lekko Cię dotknę
prawie bezzmysłowo
spokojem i miłością
lekko dotknę..
joanna pisze...
otwarte dlonie
nad koronami sosen
:)
Hej!
Nowy dzien!
..a ja tu
z rozbitym nosem..
piątek, 14 stycznia 2011
Jak to było u Wyspiańskiego?
barbarawitkowska, pt., 14/01/2011 - 01:27
POETA
Po całym świecie
możesz szukać Polski, panno młoda,
i nigdzie jej nie najdziecie.
PANNA MŁODA
To może i szukać szkoda
POETA
A jest jedna mała klatka –
o, niech tak Jagusia przymknie
rękę pod pierś.
PANNA MŁODA
To zakładka
gorseta, zeszyta trochę przyciaśnie.
POETA
– A tam puka?
PANNA MŁODA
I cóz za tako nauka?
Serce – !–?
POETA
A to Polska właśnie.
POETA
Po całym świecie
możesz szukać Polski, panno młoda,
i nigdzie jej nie najdziecie.
PANNA MŁODA
To może i szukać szkoda
POETA
A jest jedna mała klatka –
o, niech tak Jagusia przymknie
rękę pod pierś.
PANNA MŁODA
To zakładka
gorseta, zeszyta trochę przyciaśnie.
POETA
– A tam puka?
PANNA MŁODA
I cóz za tako nauka?
Serce – !–?
POETA
A to Polska właśnie.
czwartek, 13 stycznia 2011
„Pieśn Zwycięstwa” Buddy
Dziekuje Eme,
Czy mnie jeszcze pamiętasz....Joasiu,
Eme - koninianka, śle serdeczne życzenia i pozdrawiam Was,
starych wiarusów; Joasię, Isię i Piotra.
Dobrych ludzi się nie zapomina,
mam Was w miłej pamięci.
Z Panem Bogiem .
Anna
--------------------------------------------------------------------------------
Eme - koninianka, śle serdeczne życzenia i pozdrawiam Was,
starych wiarusów; Joasię, Isię i Piotra.
Dobrych ludzi się nie zapomina,
mam Was w miłej pamięci.
Z Panem Bogiem .
Anna
--------------------------------------------------------------------------------
..One Moment In Time...
Isia pisze...
..nic dwa razy takie samo..
zero powtórek!
idziemy dalej?
Miłego Dnia :)
13 stycznia 2011 08:57
joanna pisze...
idziemy krok za krokiem
chwila za chwila
plyniemy morzem
wyborow
teczowych kolorow
Miłego Dnia :)
Isia pisze...
..ładna jedna minuta
w czasie zdarzeń
i marzeń..
warta więcej
niż dwie, takie se ;)
:*
****************************
dwie.. ?
róży pąk
wypadl z rąk !
..nic dwa razy takie samo..
zero powtórek!
idziemy dalej?
Miłego Dnia :)
13 stycznia 2011 08:57
joanna pisze...
idziemy krok za krokiem
chwila za chwila
plyniemy morzem
wyborow
teczowych kolorow
Miłego Dnia :)
Isia pisze...
..ładna jedna minuta
w czasie zdarzeń
i marzeń..
warta więcej
niż dwie, takie se ;)
:*
****************************
dwie.. ?
róży pąk
wypadl z rąk !
środa, 12 stycznia 2011
czy dobra droga czy tez zla,,, ?
Isia pisze...
..idziesz do mnie z parasolem
dla złapania równowagi?
piękne dzięki :)
..może przy okazji
ochroni przed zimnym wiatrem
niechcianych zmian
i zastąpi oddane do czyszczenia
nadziei skrzydła..
piękne dzięki :)
a może nic się nie stanie..
pójdziemy każde
po swojej linie
odrobinę dalej..
cóż :(
i taki bywa błękit..
joanna pisze...
taki jest
promienny
niezmienny
ktos się rodzi
ktos odchodzi
ktos..
budzi się do zycia
z otchlani udręki
cóż :(
i taki bywa błękit..
Milych snow ;*
Isia pisze...
..wyplątanie się z nawykowych skłonności..
oznacza jak mniemam każdy nawyk
również nawyk gatunku
do nazywania po swojemu wszystkiego
co wokół siebie dostrzega
i przyklejania łatek
każdemu spotkanemu niby-podobnemu
wyglądającemu na nie-to-o-co-chodzi..
ale własnie - o co chodzi??
co jest dobrą, a co złą skłonnością?
czy wszystko, co nazwane zostało
przez homo sapiens jako złe
takie jest?
a może skłoniło się ku temu
by coś postrzegać jako zło
chociaż nim nie jest
lub coś postrzegać jako dobro
chociaż nim jest ;)
miłość postrzegana jako zło
czy przestaje być miłością?
miłość postrzegana jako dobro
czy zaczyna nim być?
***
ha, ha, zaśmiał się hrrrrabia
po frrrrancusku
bo..
bo innego języka nie znał..
..nie znał też teorii względności
ale czy o to chodzi??
..skoro juz się przyzwyczaiło
tylko hrabią być
i..
i więcej nic..
ale o co chodzi? ;)
..i co złego tkwi w przyzwyczjeniu?
pytanie to zadaję wszystkim
adwersarzom - bo nie mam wrogów :)
i przyjaciołom, bo jest potrzeba
nie zamykania oczu
i spokojnego
bez zakłóceń
myślenia!
Dobrej nocy wszystkim :)
a szczególnie
najpierw czarnym
potem złotym
aniołom
a na końcu biały niech
sobie zacisznie zaśnie
:)
.... czarny zmienial swoje piorka
chcial byc bialy.. ?
iiiii.. powtorka.. !
..idziesz do mnie z parasolem
dla złapania równowagi?
piękne dzięki :)
..może przy okazji
ochroni przed zimnym wiatrem
niechcianych zmian
i zastąpi oddane do czyszczenia
nadziei skrzydła..
piękne dzięki :)
a może nic się nie stanie..
pójdziemy każde
po swojej linie
odrobinę dalej..
cóż :(
i taki bywa błękit..
joanna pisze...
taki jest
promienny
niezmienny
ktos się rodzi
ktos odchodzi
ktos..
budzi się do zycia
z otchlani udręki
cóż :(
i taki bywa błękit..
Milych snow ;*
Isia pisze...
..wyplątanie się z nawykowych skłonności..
oznacza jak mniemam każdy nawyk
również nawyk gatunku
do nazywania po swojemu wszystkiego
co wokół siebie dostrzega
i przyklejania łatek
każdemu spotkanemu niby-podobnemu
wyglądającemu na nie-to-o-co-chodzi..
ale własnie - o co chodzi??
co jest dobrą, a co złą skłonnością?
czy wszystko, co nazwane zostało
przez homo sapiens jako złe
takie jest?
a może skłoniło się ku temu
by coś postrzegać jako zło
chociaż nim nie jest
lub coś postrzegać jako dobro
chociaż nim jest ;)
miłość postrzegana jako zło
czy przestaje być miłością?
miłość postrzegana jako dobro
czy zaczyna nim być?
***
ha, ha, zaśmiał się hrrrrabia
po frrrrancusku
bo..
bo innego języka nie znał..
..nie znał też teorii względności
ale czy o to chodzi??
..skoro juz się przyzwyczaiło
tylko hrabią być
i..
i więcej nic..
ale o co chodzi? ;)
..i co złego tkwi w przyzwyczjeniu?
pytanie to zadaję wszystkim
adwersarzom - bo nie mam wrogów :)
i przyjaciołom, bo jest potrzeba
nie zamykania oczu
i spokojnego
bez zakłóceń
myślenia!
Dobrej nocy wszystkim :)
a szczególnie
najpierw czarnym
potem złotym
aniołom
a na końcu biały niech
sobie zacisznie zaśnie
:)
*****************************
.... czarny zmienial swoje piorka
chcial byc bialy.. ?
znow powtorka..
.... czarny zmienial swoje piorka
chcial byc bialy.. ?
iiiii.. powtorka.. !
Siła równowagi
Gdy rozważamy nietrwałość zjawisk, musimy spojrzeć prawdzie w oczy i powiedzieć sobie, że w każdej chwili możemy umrzeć. Jeśli miałoby się to zdarzyć właśnie teraz, czy moglibyśmy zabrać ze sobą swój dobytek, dobrą opinię czy przyjaciół? Jakie nie byłyby nasze plany na przyszłość, wszystkie tracą znaczenie w chwili śmierci. Jedyną rzeczą, która naprawdę się liczy, jest to, na ile znamy samych siebie i swe mentalne postawy i czy potrafimy wyplątać się z nawykowych skłonności. Tylko to ma znaczenie.
Niektórzy już praktykują jakieś medytacje. Inni dopiero zaczynają przejawiać otwarte zaciekawienie. To bardzo ekscytujące. To tak, jakby słońce właśnie powoli wyłaniało się spoza chmur. Dzięki szczeremu zainteresowaniu naukami, po raz pierwszy można docenić, jak bogate i zasobne jest życie. To niemal jak przełom historyczny.
na podstawie wykładów J.E. Goszira Gjaltsaba Rinpoczego
zrodlo: http://silarownowagi.blogspot.com/2010/10/sciezka-buddy.html
wtorek, 11 stycznia 2011
Dobrej nocy!
Między tym, co słuszne,
a tym, co błędne
rozciąga się wielka przestrzeń.
Tam się spotkamy.
— Rumi
a tym, co błędne
rozciąga się wielka przestrzeń.
Tam się spotkamy.
— Rumi
poniedziałek, 10 stycznia 2011
dobrze, że jesteś!
Isia pisze...
..wiem też i tam i tu
że mówiłam Ci taki
od serca tercet:
dobrze, że jesteś!
:))
joanna pisze...
hmm..
nie widzę tu
nikogo..
;(
Isia pisze...
..to znaczy?
jeśli pragniesz - zobaczysz :)
joanna pisze...
tak proste
i bliskie lecz..
wąskie scieżki
są
śliskie..
trzymam się wiatru czasami
gdy wieje między górami
albo blasku poranka
i dzwięku swierszczy
w rumiankach
..to znaczy?
jeśli pragniesz - zobaczysz :)
..wiem też i tam i tu
że mówiłam Ci taki
od serca tercet:
dobrze, że jesteś!
:))
joanna pisze...
hmm..
nie widzę tu
nikogo..
;(
Isia pisze...
..to znaczy?
jeśli pragniesz - zobaczysz :)
joanna pisze...
tak proste
i bliskie lecz..
wąskie scieżki
są
śliskie..
trzymam się wiatru czasami
gdy wieje między górami
albo blasku poranka
i dzwięku swierszczy
w rumiankach
..to znaczy?
jeśli pragniesz - zobaczysz :)
niedziela, 9 stycznia 2011
..czyje ręce ?
"nie wiem, czy to Jej,
czy Twoje ręce
wprawiły w ruch
komputera klawisze...:)"
..a ja i tu i tam wiem :)
to Twoje joanno
wielkie serce
które wpierw wypowiedziałam
a zaraz potem poczułam..
..był jakiś czasowy przesmyk
między słowem a wiarą
zniknął jak brzydkość
róż i ich kolców
dziękuję za
każdy bukiecik..
..dziekuję za fiołki
zaoatrzone w nas
między nami
na naszym
majowym stole
(i w nasze niedowierzanie)
..dziękuję za cierpliwość
do dziecinnych
wybryków
one też były
potrzebne
(taka spontaniczna reakcja
na wodę ;)
..o reszcie przekonamy
się wiosną radosną
a może wcześniej
jeśli uwierzę do końca
jeśli do końca uwierzysz
w te kilka lat
i jedno serce
"..które nas uczyło
jak przywołać miłość
jak z jej rąk wywróżyć
czy zostanie dłużej
..znów dziś mi się śniła
nasza dobra miłość.."
http://www.youtube.com/watch?v=q1lRZYeqXmc&feature=player_embedded#! ;)))
..pierwszy obrazek przywołuje na myśl pewne spotkanie i Twoje opowiadanie i wandę.. hi,hi + ha,ha = wszystko przez psa (no i wyobraźnię;))
Miłego wieczoru i dobrych snów :*
czy Twoje ręce
wprawiły w ruch
komputera klawisze...:)"
..a ja i tu i tam wiem :)
to Twoje joanno
wielkie serce
które wpierw wypowiedziałam
a zaraz potem poczułam..
..był jakiś czasowy przesmyk
między słowem a wiarą
zniknął jak brzydkość
róż i ich kolców
dziękuję za
każdy bukiecik..
..dziekuję za fiołki
zaoatrzone w nas
między nami
na naszym
majowym stole
(i w nasze niedowierzanie)
..dziękuję za cierpliwość
do dziecinnych
wybryków
one też były
potrzebne
(taka spontaniczna reakcja
na wodę ;)
..o reszcie przekonamy
się wiosną radosną
a może wcześniej
jeśli uwierzę do końca
jeśli do końca uwierzysz
w te kilka lat
i jedno serce
"..które nas uczyło
jak przywołać miłość
jak z jej rąk wywróżyć
czy zostanie dłużej
..znów dziś mi się śniła
nasza dobra miłość.."
http://www.youtube.com/watch?v=q1lRZYeqXmc&feature=player_embedded#! ;)))
..pierwszy obrazek przywołuje na myśl pewne spotkanie i Twoje opowiadanie i wandę.. hi,hi + ha,ha = wszystko przez psa (no i wyobraźnię;))
Miłego wieczoru i dobrych snów :*
sobota, 8 stycznia 2011
..co było?
..był przyjaciel i
trzecia miłość
tuż po
przedszkolno-szkolnych
Bóg kościelny
już jakby trochę dalej
i tym samym
już dalej chóry
był "Dżem" i bunt normalny
Rychu był też
wciąż naćpany zbuntowany
aż nienormalny
i był odjazd bo musiał być
strach i płacz
odszedł przyjaciel
miłość nie ta..
przyszedł Bóg z pytaniem
przyjmiesz mnie?
a Ty na to
jasne
teraz nie mam już
nic do stracenia..
***
może mylę się a może nie
w tych przeczuciach
nieważne..
***
najważniejsze
żebyśmy postarali się
być dla siebie
odrobinę lepsi
nawet
gdy wydaje się
to niemożliwe
:*
Dobranoc
trzecia miłość
tuż po
przedszkolno-szkolnych
Bóg kościelny
już jakby trochę dalej
i tym samym
już dalej chóry
był "Dżem" i bunt normalny
Rychu był też
wciąż naćpany zbuntowany
aż nienormalny
i był odjazd bo musiał być
strach i płacz
odszedł przyjaciel
miłość nie ta..
przyszedł Bóg z pytaniem
przyjmiesz mnie?
a Ty na to
jasne
teraz nie mam już
nic do stracenia..
***
może mylę się a może nie
w tych przeczuciach
nieważne..
***
najważniejsze
żebyśmy postarali się
być dla siebie
odrobinę lepsi
nawet
gdy wydaje się
to niemożliwe
:*
Dobranoc
..odlodowacenie w cenie ;)
..odśnieżanie drogi
do Ciebie
spłynęło wraz z odwilżą
właściwie wszystko
stąd
od Ciebie
o sobie powiedziałaś
joaś
kiedy z dachu
gruchnęło rozbitym lodem
tuż obok mojego serca
poczułam
się bezpieczna..
rozpalę za chwilkę
ogień w kominku
niech w domu
będzie sucho
i ciepło
i przytulnie
kiedy wrócisz..
po prostu
http://www.youtube.com/watch?v=r1Z7xwI2fJQ
do Ciebie
spłynęło wraz z odwilżą
właściwie wszystko
stąd
od Ciebie
o sobie powiedziałaś
joaś
kiedy z dachu
gruchnęło rozbitym lodem
tuż obok mojego serca
poczułam
się bezpieczna..
rozpalę za chwilkę
ogień w kominku
niech w domu
będzie sucho
i ciepło
i przytulnie
kiedy wrócisz..
po prostu
http://www.youtube.com/watch?v=r1Z7xwI2fJQ
piątek, 7 stycznia 2011
..a dzisiaj :)
..fajnie było z Tobą
pogadać komórkowo :))
.. i dlatego..
http://www.youtube.com/watch?v=UhyeywiEzKo&feature=related
..a tak dla równowagi
cichej i dobrej nocy :)
pogadać komórkowo :))
.. i dlatego..
http://www.youtube.com/watch?v=UhyeywiEzKo&feature=related
..a tak dla równowagi
cichej i dobrej nocy :)
czwartek, 6 stycznia 2011
..mędrcy świata, monarchowie..
..oni to mieli zasługi
dla świata i człowieka
kierowali się intuicją
a przyświecała im gwiazda
i w dodatku mieli rozeznanie
co jest dobre
co gorsze
a co w ogóle do bani..
jak na przykład
taki tam Herod
i jego dziwne pomysły..
***
czy można zrobić =
między tamtymi i obecnymi
ja tam byłabym ostrożna..
bardzo ostrożna..
..ja mojego Bardzo Dobrego Boga
poproszę o bardzo starożytną
mądrość
żeby dał rozeznanie
nam współczesnym
jak pomóc ukochanej Ziemi
i wszystkim jej mieszkańcom
żeby wlał w nasze serca
swoją energię
do czynienia dobra..
i
oczywiście radości :))
dla wszystkich!!!
(którzy zechcą
to światło przyjąć
bo..
bo nic na siłę ;))
dla świata i człowieka
kierowali się intuicją
a przyświecała im gwiazda
i w dodatku mieli rozeznanie
co jest dobre
co gorsze
a co w ogóle do bani..
jak na przykład
taki tam Herod
i jego dziwne pomysły..
***
czy można zrobić =
między tamtymi i obecnymi
ja tam byłabym ostrożna..
bardzo ostrożna..
..ja mojego Bardzo Dobrego Boga
poproszę o bardzo starożytną
mądrość
żeby dał rozeznanie
nam współczesnym
jak pomóc ukochanej Ziemi
i wszystkim jej mieszkańcom
żeby wlał w nasze serca
swoją energię
do czynienia dobra..
i
oczywiście radości :))
dla wszystkich!!!
(którzy zechcą
to światło przyjąć
bo..
bo nic na siłę ;))
środa, 5 stycznia 2011
..dziś nie powiem nic..
;) nie powiem dziś nic
o porządkach
i odśnieżaniu..
dziś zadam Ci jedno pytanie
jak mnie znalazłaś
i dla-czemu to
się stało?
..joanno..
o porządkach
i odśnieżaniu..
dziś zadam Ci jedno pytanie
jak mnie znalazłaś
i dla-czemu to
się stało?
..joanno..
wtorek, 4 stycznia 2011
bajka dla joasi :)
na dobrą noc
i na piękny dzień
jutrzejszy
do czytania
do pisania
do odkrywania
Dobranoc :*
niech Ci się przyśnią
anioły, bo.....
bo czemu nie ;)
http://www.youtube.com/watch?v=ArtjG-BTVsI&feature=related
i na piękny dzień
jutrzejszy
do czytania
do pisania
do odkrywania
Dobranoc :*
niech Ci się przyśnią
anioły, bo.....
bo czemu nie ;)
http://www.youtube.com/watch?v=ArtjG-BTVsI&feature=related
..troszkę zajęta..
..swoją zagrodą,
zostawiłam
krzątanie się przy Twojej
krasnalom..
hmmmmm,
lekko zbłądziłam ;)
rozproszyły się
jak śnieżynki
zapomniały
co obiecały
przy świecach
i teraz szukaj
wiatru.. w polu...
na szczęście
dziś nad Twoim domem
pomimo zaćmienia
zaświeciło słońce
więc żeby
się zachwycić
światłem i ciszą
usiadłam w bramie
..też zapomniałam
o bożym świecie..
***
nic się nie stało
jutro odśnieżę
dróżkę pod próg
do samych drzwi
domu..
w szopce znalazłam
anioła
co obiecał pomóc..
pomóc
przestać się wyrażać
słowami
a zacząć czynami
doskonałe Boże narzędzie :)
a ja tam ufam aniołom :)))
http://www.youtube.com/watch?v=SUU3sKaEdrU
..no właśnie, jak Ci tam na górce śnieżnej?
joanno..
zostawiłam
krzątanie się przy Twojej
krasnalom..
hmmmmm,
lekko zbłądziłam ;)
rozproszyły się
jak śnieżynki
zapomniały
co obiecały
przy świecach
i teraz szukaj
wiatru.. w polu...
na szczęście
dziś nad Twoim domem
pomimo zaćmienia
zaświeciło słońce
więc żeby
się zachwycić
światłem i ciszą
usiadłam w bramie
..też zapomniałam
o bożym świecie..
***
nic się nie stało
jutro odśnieżę
dróżkę pod próg
do samych drzwi
domu..
w szopce znalazłam
anioła
co obiecał pomóc..
pomóc
przestać się wyrażać
słowami
a zacząć czynami
doskonałe Boże narzędzie :)
a ja tam ufam aniołom :)))
http://www.youtube.com/watch?v=SUU3sKaEdrU
..no właśnie, jak Ci tam na górce śnieżnej?
joanno..
niedziela, 2 stycznia 2011
..znalazły się :))
..znalazły się krasnale
pomagają, jak tylko potrafią
o tak !
i już dużo takich kul ulepiły :)
droga do domu jest coraz jaśniejsza
wyraźniejsza..
nawet przestał padać śnieg
w tym Sztokholmie :)
teraz mrok
więc poszły krasnoludki
do swojego domku
i nawet zaprosiły mnie
do się na kolację :)
siedzimy sobie
przy świecach
i gadamy
jak Polak z Polakiem
i nie szkodzi
że różnimy się wzrostem
bo to żadna różnica
ważne że się
rozumiemy :D
pomagają, jak tylko potrafią
o tak !
i już dużo takich kul ulepiły :)
droga do domu jest coraz jaśniejsza
wyraźniejsza..
nawet przestał padać śnieg
w tym Sztokholmie :)
teraz mrok
więc poszły krasnoludki
do swojego domku
i nawet zaprosiły mnie
do się na kolację :)
siedzimy sobie
przy świecach
i gadamy
jak Polak z Polakiem
i nie szkodzi
że różnimy się wzrostem
bo to żadna różnica
ważne że się
rozumiemy :D
..słowo się rzekło..
Czas zacząć odśnieżanie
drogi do domu :)))
Pełna zapału ale..
ale gdzie się podziały
krasnale?
Obiecały pomóc.
..
może je też zaśnieżyło
zawiało.. może
..
może same szukają
drogi do domu.. może
..
to ja pójdę do
mojej szopki
po narzędzia :)
Isiu, odsniezaj trasy i drozke lesna do mojego domu
Nie mow nikomu .. wychodze na chwile
na gorke sniezna
3-maj sie !
Badz niezalezna
;)))
na gorke sniezna
3-maj sie !
Badz niezalezna
;)))
sobota, 1 stycznia 2011
..a noc niech będzie delikatna
..i czysta jak śnieg
..i spokojna
o swoją wiosnę
też :*
http://www.youtube.com/watch?v=aPcBFZy3x7E&feature=related
..i spokojna
o swoją wiosnę
też :*
http://www.youtube.com/watch?v=aPcBFZy3x7E&feature=related
Subskrybuj:
Posty (Atom)