Rozwidniły się w słońcu dwie
otchłanie - dwa światy
Myśmy byli - w obydwu...
A dzień nastał skrzydlaty.
Nikt nie umarł w dniu owym -
nie zataił się w cieniu...
I pamiętam, żem myślał
o najdalszym strumieniu
Nie mówiłaś nic do mnie,
lecz odgadłem twe słowa.
A on - zjawił się nagle...
Zaszumiała dąbrowa.
Taki - drobny i nikły...
I miał - ciernie na skroni.
I uklękliśmy razem -
w pierwszej z brzegu ustroni.
W pierwszej z brzegu ustroni -
w pierwszej kwiatów powodzi.
I zdziwiło nas bardzo,
ze tak biednie przychodzi.
Ubożeliśmy chętnie -
my i nasze zdziwienie...
A on - patrzał i patrzał...
Cudaczniało istnienie...
Zrozumieliśmy wszystko! -
I że właśnie tak trzeba!
I że można - bez szczęścia...
I że można - bez nieba...
Tylko drobnieć i maleć
od nadmiaru kochania.
A to była - odpowiedź,
i nie było - pytania.
I już odtąd na zawsze
przemilczeliśmy siebie.
A świat znów stal się - światem...
i czas płynął po niebie.
I chwyciłaś źdźbło czasu,
by potrzymać je - w dłoni,
A on - patrzał i patrzał...
I miał - ciernie na skroni.
Dziękuję, za przypomnienie poezji B.Leśmiana.
OdpowiedzUsuńMuszę odkurzyć pamięć i półki...
Znam jeden zart na temat Lesmiana, byl niewielkiego wzrostu :
OdpowiedzUsuńNadjechala pusta dorozka, z ktorej wysiadl Lesmian.